Huragan zabił harcerki

i

Autor: Piotr Lampkowski

Tragedia na Pomorzu. Huragan zabił harcerki

2017-08-14 11:51

Masakra. Kataklizm. Piekło. Takimi słowami opisują tragedię, jaka w nocy z piątku na sobotę rozegrała się w obozie harcerskim nad jeziorem Śpierewnik koło Chojnic mieszkańcy sąsiedniego Lotynia. Oni jako pierwsi dotarli w środku nocy do uwięzionych w lesie zuchów i harcerzy. - Baliśmy się, że tam nikt nie przeżył - mówi sołtys Arkadiusz Kubczak.

Hektary powalonych drzew. Tak wygląda najbliższe otoczenie obozu. Trudno tędy się przedrzeć w dzień, a co dopiero nocą, przy świetle latarek. - Szliśmy tam, nie wiedząc, co zastaniemy - relacjonuje sołtys Kubczak. - Tak naprawdę sami jeszcze nie ogarnialiśmy rozmiarów tej tragedii. Huragan zdewastował nam wieś, ale dopiero rano się okazało, że cały powiat chojnicki wygląda jak po przejściu frontu - dodaje.

Do obozu mieszkańcy wioski dotarli o 1.00 w nocy - trzy godziny po huraganowym podmuchu. Trwał zaledwie 10 minut, ale jego siła była przerażająca. - Ujrzeliśmy powalone namioty przygniecione pniami drzew. Wokół biegały dzieciaki. Szukały się nawzajem, liczyły. Z ich relacji wiem, że jak zaczęły się łamać drzewa, szukali schronienia w młodniku i w jeziorze - mówi sołtys i opowiada o śmierci Olgi (†14 l.) i Joasi (†13 l.). Pierwsza z nich przyjechała na obóz z siostrą bliźniaczką. Zginęła w łóżku przygnieciona przez drzewo. Drugą drzewo przygniotło, gdy próbowała dobiec do młodego lasu.

Dziewczynki należały do 59. Łódzkiej Drużyny Harcerek ,,Rodzina" im. Barbary Marty Nazdrowiczówny. Do Suszka jeździły od kilku lat. Tegoroczny obóz miał trwać trzy tygodnie i skończyć się 16 sierpnia. - To było duże zgrupowanie harcerzy, sześć podobozów, które tworzyły poszczególne drużyny - relacjonuje Grzegorz Bielawski z łódzkiego okręgu Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej, który organizował wyjazd. - Łącznie 130 harcerzy i ośmiu opiekunów - dodaje.

Jeszcze w nocy dzieci trafiły do wiejskiej świetlicy. Tam mieszkańcy Lotynia przynosili im wodę, jedzenie, ubrania, koce, a równocześnie udrażniali drogę. Potem harcerze zostali przewiezieni do szkoły w Nowej Cerkwi, skąd w sobotę wieczorem autokarami wrócili do Łodzi. Niestety, nie wszyscy. 20 z nich wciąż przebywa w okolicznych szpitalach. Są poturbowani, ale odnotowano również pęknięcie kości czaszki i złamanie uda.

Tymczasem prokuratura wdrożyła śledztwo w sprawie wydarzeń w obozie. - Śledczy badają trzy wątki: nieumyślne spowodowanie śmierci, uszkodzeń ciała oraz ewentualnego narażenia harcerzy na utratę zdrowia lub życia przez organizatorów - mówi Jacek Korycki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki