Posiedzenie sądu w sprawie "zarządu" wnuczkowej mafii miało być krótkie i sprawne. Arkadiusz Ł. ps. Hoss, który zdaniem śledczych wymyślił przebiegłą metodę na okradanie seniorów, oraz jego prawa ręka Adam P. (44 l.) i osobisty szofer Jan K. ps. Susek (47 l.) wiele miesięcy temu przyznali się przecież do okradania emerytów, obiecali oddać ukradzione im 2 mln zł i pójść do więzienia z najkrótszymi możliwymi wyrokami.
"Hoss" wpłacił nawet pół miliona złotych w gotówce, żeby zapewnić śledczych o swoich dobrych chęciach! Dzięki zawarciu takiego porozumienia sprytnym złodziejom udało się wyjść z aresztu.
Jednak wczoraj, gdy w końcu ich sprawa weszła na wokandę, całkowicie zmienili front. "Hoss" w ogóle się nie stawił, przysłał zaświadczenie od kardiologa, że jego słabe serce nie pozwala mu na udział w procesie. Adwokat poinformował, że jego klient nie podtrzymuje ugody z prokuratorem i... prawdopodobnie w ogóle nie rozumie, o co jest oskarżony.
- On nie potrafi się dobrze wysłowić po polsku - powiedział mec. Przemysław Florek i złożył wniosek o tłumacza z języka romskiego, ale sąd wniosek odrzucił. Do tej pory "Hossowi" rozmowy po polsku nie sprawiały problemów.
Prokuratura jest z takiego obrotu sprawy zadowolona. - Dowody są mocne. Będziemy wnioskować o dużo wyższe kary niż w przypadku ugody - zdradził nam prokurator zajmujący się sprawą. "Hoss" i jego ludzie mogą trafić za kratki nawet na 12 lat.
Zobacz także: Wnuczki ukradły już 10 milionów zł