W zeszłym roku urządziłem sobie spływ kajakowy Świdrem. Kiedy ze znajomymi odpoczywaliśmy na brzegu i popijaliśmy piwko, na rzece pojawił się kajak. Na jego dziobie siedziała pani w średnim wieku, machała wielką flagą KOD i wygrażała Kaczyńskiemu. Zastygliśmy z butelczynami w rękach i patrzyliśmy na sunące dziwo. Kiedy zjawisko zniknęło, ktoś jednym słowem wyraził odczucia wszystkich plażowiczów. To słowo to „wariatka”.
Ale zdaje się, że i część prawicy zbłądziła do świata alternatywnego. Patriotyczna jak cholera „Gazeta Polska” tekst o babie, która spoliczkowała protestującą działaczkę opozycyjną opatrzyła tytułem „Zachowała się jak trzeba”. Tytuł ów nawiązuje do rzekomego grepsu Danki Siedzikównej „Inki” z antykomunistycznej partyzantki, która była torturowana przez UB i została rozstrzelana tuż przed swoimi 18. urodzinami.
Prasowa pochwała przemocy (zwłaszcza w wykonaniu urzędnika państwowego) to najczystsze zło i na tym poprzestańmy. Ale zrównywanie jakiejś baby z Inką znaczy, że ktoś myli świat realny z sennymi marzeniami. Walka z rządzącą Platformą Obywatelską (kiedyś) i przekrzykiwanie się z Obywatelami RP (obecnie) nie ma nic wspólnego z bohaterstwem. Babsko tłukące kogoś po twarzy nie jest postacią na miarę husarii spod Kircholmu czy ułanów spod Somosierry. Podobnie co bardziej bojowi zwolennicy obecnej władzy, nawet jeśli przebiorą się w mundury rekonstruktorów, nie staną się AK-owcami ani Wyklętymi. Rozumiem, że bardzo by chcieli, tak jak Frasyniuk chciałby zostać internowany. Ale niestety – czy raczej na szczęście – nie muszą dokonywać tak ostatecznych wyborów jak Inka.
Nie przesadzajmy zatem. Bo ci, którzy przesadzają, kończą tak jak ta pani z kajaka. Z etykietką „wariaci”.