Leszek Miller

i

Autor: Super Express

Woś na stos

2018-09-19 8:49

Rafał Woś wywołał małe tsunami. Znany publicysta w tekście pod tytułem „Lewico, czas na współpracę z PiS. Trzeba budować z Kaczyńskim demokratyczny socjalizm” napisał, iż „nowa” polska lewica tak ukochana przez warszawski salon nie ma dziś wystarczającej siły ani interesu, aby całkowicie odsunąć PiS od władzy. Jej celem na najbliższe lata powinno być najpierw „udomowienie” prawicy, a potem pchnięcie jej na drogę wspólnej budowy demokratycznego socjalizmu. Jednym słowem wpierw trzeba PiS oswoić, a później zaprząc do budowy socjalistycznego jutra.

Woś ma rację, kiedy pisze o bezsile „nowej” lewicy. Poparcie w sondażach ma ona na poziomie błędu statystycznego. Jej prominentna reprezentantka ogłosiła właśnie, że zdjęła koszulkę z Karolem Marksem i stawiła się w szeregach Grzegorza Schetyny. Pozostaje więc lewica „stara”, która przed podjęciem cywilizacyjnej misji powinna, przeczytać „Małego księcia”. Stoi tam, że jeśli coś się oswoi ponosi się za to odpowiedzialność. I to nie na chwilę, a na zawsze. Wybór misjonarzy musi być zatem staranny. No bo kto na przykład będzie oswajał Jarosława Kaczyńskiego? Misja to przecież niezwykła i nad wyraz odpowiedzialna. Wymagająca powagi i rozwagi.

Woś pomija te kwestie patrząc jak nad jego głową zbierają się czarne chmury. Tygodnik „Polityka” zdystansował się od słów swojego dziennikarza. Redaktor Woś nie reprezentuje naszej myśli programowej – oświadczyła redakcja. Jednocześnie przytoczyła listę czterech nazwisk, które taką linię wyrażają. Zdeprymowany żurnalista nie kryje rozczarowania. - Okazało się, że chciałem za dużo. To była z mojej strony donkiszoteria i dziecinada. Trzeba się było przyczaić. Szczery naiwniak ze mnie – stwierdził smutno. Ogłosił też, że od października nie będzie już członkiem zespołu „Polityki”. Szukam nowej uczciwej pracy – oświadczył markotnie.

W komentarzach na temat Wosia przeważają nieprzyjazne pomruki. Nie brakuje głosów żądających sankcji oraz zawodowej i towarzyskiej anatemy. Niektórzy nawet przeszli już do czynów, zbierają chrust i bawią się zapałkami. Inni szukają miejsca, gdzie najlepiej płonąłby heretycki stos. Wielbiciele wolności słowa i swobody głoszenia różnych poglądów zjednoczyli się w niechęci do autora. Nie lubią, kiedy ich frazesy ktoś traktuje poważnie. Właśnie przekonał się o tym Rafał Woś.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki