Rafał Woś

i

Autor: Super Express

Na jakieś badania czy coś...

2018-10-09 5:00

Jeśli ktoś miał jeszcze złudzenia, że kapitalizm jest sprawiedliwy, to niech sobie posłucha najnowszych taśm od „Sowy i Przyjaciół”. „Pięć dych czy siedem, czy stówkę mu damy na jakieś badania czy na coś” – ten cytat z Mateusza Morawieckiego, obecnie premiera rządu, a wtedy prezesa dużego prywatnego banku, to jest absolutny hit.

Przypomnę tylko fakty. Te „pięć dych czy siedem czy stówkę” to proszę państwa 50–70 albo 100 tys. polskich złotych. Taką sumę prezes prywatnego banku może od tak (tu dźwięk pstryknięcia palcami) „sprokurować”, żeby pomóc byłemu ministrowi skarbu Aleksandrowi Gradowi. Któremu mogą płacić wprawdzie u energetycznego giganta – no, ale najwyżej „cztery dychy”. A on przecież „potrzebuje kasy”.

W tym samym czasie (rok 2013) przeciętne wynagrodzenie pielęgniarki z 20-letnim stażem wynosi 3,3 tys. zł. Ratownik medyczny wyciąga średnio 2,7–2,8 tys. zł. Nauczyciel kontraktowy może liczyć na 2,3 tys. zł. A przeciętne miesięczne wynagrodzenie w gospodarce narodowej to 3,6 tys. zł. Aha, byłbym zapomniał. Wszystkie te sumy są oczywiście brutto. Mnóżcie je przez 10, 20, 30. Za każdym razem wyjdzie, że normalny człowiek musi tyrać kilka lat po osiem albo więcej godzin dziennie, żeby wyciągnąć tyle, co Gradowi „się sprokuruje na jakieś badania czy coś”.

A potem rozmowa topowych menedżerów schodzi na gospodarkę. Martwią się, że ludziom „zwiększyły się oczekiwania”. Że nie chcą już pracować „za miskę ryżu”. I że takiej roszczeniowości gospodarki mogą nie wytrzymać.

Nie miejcie złudzeń. To nie jest tak, że gdyby w miejsce Morawieckiego, Kiliana albo Grada podstawić innych menedżerów albo polityków gospodarczych III czy IV RP, to by coś zmieniło. Takie rozmowy odbywają się codziennie, tylko nikt ich nie nagrywa. Toczą się w sektorze prywatnym, w publicznym oraz pomiędzy nimi. Tak to działa.

Tę naszą klasę menedżerską można porównać do strażników w wielkim więzieniu. Kapitalistycznym obozie pracy pełnym tych wszystkich „frajerów” robiących za dwa, trzy albo (o Boże, o Boże co za szczęście!) cztery tysie miesięcznie. Owi strażnicy mają nie tylko pilnować porządku, lecz także uzasadniać dlaczego jest jak jest. I że lepiej nie będzie. Uzasadniają więc. Straszą, że jak płace pójdą w górę, to będzie inflacja. Jak związki zawodowe będą silniejsze, to doprowadzą kraj do ruiny. I w ogóle, że świat, w którym ratownik medyczny zarabia godziwie, to prosta droga do Wenezueli nad Wisłą.

A jak już zgaszą wszelki potencjał buntu i nadzieję na bardziej sprawiedliwy świat, to jaki problem sprokurować temu czy owemu koledze pięć dych, siedem czy stówkę. Na jakieś badania czy coś.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki