Tomasz Walczak

i

Autor: Super Express

Polityka – show-biznes dla brzydkich ludzi

2018-10-13 5:00

Końcówka kampanii samorządowej mija pod znakiem seksu. Najpierw oburzenie wywołał do niedawna związany z Platformą Obywatelską prezydent Legionowa, który żenującymi żartami z silnymi podtekstami seksualnymi prezentował kandydatów do rady miasta. Teraz swojego sekskandydata ma (a raczej miało) Prawo i Sprawiedliwość. Po tym, gdy Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych upublicznił informacje o tym, że Adrian Dzienisiewic, kandydujący na radnego Będzina miał oferować 15-latce sponsoring, ten zrezygnował z członkostwa w PiS.

Czy rozochoceni politycy szukający wrażeń, posuwający się do seksistowskich komentarzy i ocierający się o molestowanie lub jawnie oddający się temu procederowi powinni nas oburzać? Absolutnie. Czy powinni nas dziwić? Raczej nie. Czy molestowanie seksualne wiąże się z władzą? Polityka to profesja w najwyższym stopniu z władzą związana. To czysta definicja władzy. Nawet jeśli jest się tylko zabiedzonym kandydatem na radnego, który dopiero stawia pierwsze kroki w polityce. Mam wrażenie, że wielu mężczyznom, którzy wchodzą w ten świat, od razu wydaje się, że aura działacza, człowieka, który ma na cokolwiek wpływ, daje poczucie, że z miejsca stali się ideałami piękna, Adonisami, do stóp których powinny padać kobiety. Powiada się, że polityka to show-biznes dla brzydkich ludzi. Jest w tym wiele prawdy – dosłownie i w przenośni. Jeśli jeszcze politycy pogoń za władzą traktują jako próbę leczenia swoich kompleksów, tym szybciej zrywa im dekiel i tym bardziej widzą się w roli playboyów.

Dodajmy do tego, że samorząd pełen jest, niestety, marnego materiału ludzkiego. Jeżeli narzekamy na jakość polityków z Wiejskiej, to w lokalnej polityce bywa jeszcze gorzej. Często trwają w niej zwykli nieudacznicy, którym nie udało się przebić do wielkiej polityki, którzy nadużywaniem władzy rekompensują sobie zmarnowane kariery polityczne. Co więcej, w samorządowej polityce nie ma praktycznie żadnej kontroli opinii publicznej, więc mrocznym namiętnościom można się oddawać w zasadzie bezkarnie. Trzeba mieć bowiem pecha, żeby lokalne patologie dotarły do mediów centralnych. Tego pecha mieli Smogorzewski i Dzienisiewicz. Ale wielu podobnych im obleśnych lokalnych typków nadal pozostaje niezauważonych. Niestety.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki