Bruksela: Eurolenie się buntują

2010-09-08 21:15

Miesięczna pensja (24 tys. złotych), dzienna dieta (600 zł), wynagrodzenie za udział w posiedzeniach Europarlamentu (1200 zł), do tego zwrot kosztów prowadzenia biura poselskiego i pokrycie kosztów za przeloty. Dla większości taka praca to marzenie.

Ale europarlamentarzyści wciąż narzekają. Zarabiający krocie euroleniuchy oburzyli się na to, że... kazali im przyjść do pracy.

Przeczytaj koniecznie: Tak upasły się europijawki - sprawdź ile oszczędzili europosłowie

W Europarlamencie dosłownie zawrzało. Część z deputowanych obraziło się na szefa Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso (54 l.), bo ten kazał im... przyjść do pracy. Chodzi o wczorajsze wystąpienie Barroso, który mówił o kierunkach rozwoju Unii Europejskiej. Szef Komisji Europejskiej obawiał się, że podczas jego przemówienia sala plenarna w Strasburgu będzie świecić pustkami, dlatego zagroził, że w przypadku nieusprawiedliwionej nieobecności na krnąbrnych europosłów nałoży karę finansową.

Każdy z deputowanych podczas przemówienia musiał nacisnąć przycisk do głosowania, po to by potwierdzić swoją obecność na sali. W przeciwnym razie dieta takiego delikwenta byłaby uszczuplona. Wprawdzie wysokość kary nie została jeszcze ustalona, ale ta metoda najwyraźniej poskutkowała, bo wczoraj podczas przemówienia Barroso sala była wyjątkowo pełna. W kuluarach słychać było za to nieustające utyskiwania euroleni, jakiego to niedobrego mają szefa, bo zmusił ich do przyjścia do pracy.

Patrz też: Warszawa, Wrocław i Bruksela - najbardziej zakorkowane miasta w Europie

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki