Rakiety Kima dosięgną Waszyngtonu

2017-11-29 2:00

Dołączyliśmy do grona jądrowych mocarstw – ogłosiły z dumą w środę władze Korei Północnej. Nie są to puste słowa. We wtorek reżim w Pjongjangu wystrzelił w powietrze międzykontynentalną rakietę balistyczną, która jest w stanie uderzyć w Waszyngton.

Po niemal 2,5 miesiącach spokoju Korea Północna znów przeraża. We wtorek wieczorem wojska Kim Dzong Una przeprowadziły test najpotężniejszej dotąd rakiety balistycznej typu Hwasong-15 (KN20). Pocisk pokonał ponad 600 mil i został zatopiony w Morzu Japońskim. Jego zasięg to jednak aż 8100 mil, co sprawia, że położony 6700 mil od Pjongjangu Waszyngton znalazł się w jego zasięgu. W oświadczeniu odczytanym w reżimowej telewizji podkreślono, że rakiety są w stanie przenosić najcięższe głowice jądrowe. Przekazano też, że próbę nadzorował osobiście Kim Dzong Un, który nazwał ją „epokową”.

Specjaliści uspokajają jednak, że sama rakieta dalekiego zasięgu to zbyt mało, by deklarować nuklearną gotowość. Prezydent USA, który kilkanaście dni temu odbył podróż po Azji, demonstrując siłę przeciwnej Unowi koalicji, na wieść o testach również zareagował spokojnie. – Mogę tylko powiedzieć, że zajmiemy się tym. Poradzimy sobie z tą sytuacją – skomentował podczas konferencji w Białym Domu Donald Trump. Później jednak zaapelował na Twitterze do demokratów o poparcie dla zwiększenia finansowania armii, które jest teraz potrzebne bardziej niż zawsze. – Demokraci nie powinni blokować funduszy na wojsko w walce o amnestię i nielegalnych imigrantów – napisał.

Szef resortu obrony USA James Mattis był bardziej konkretny. Przyznał, że pocisk testowany przez KRLD osiągnął wyższy pułap niż poprzednie północnokoreańskie rakiety. – Próba tej broni stanowi zagrożenie dla całego świata – stwierdził też.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki