To wyglądało naprawdę strasznie. W 20. minucie meczu z Ruchem skrzydłowa Piotrkovii zderzyła się z masywną rywalką. W dodatku jedna z chorzowianek podcięła jej nogi od tyłu. Kinga wykonała salto i z ogromną siłą uderzyła głową o podłogę.
W hali zapadła cisza. To nie było zwykłe starcie, jakich podczas meczu piłki ręcznej są setki. Polenz leżała nieprzytomna, a tłumek bezradnych koleżanek nie bardzo wiedział, co zrobić. Na ręce porwał ja masażysta Piotrkovii i zaczął wynosić, aż ktoś krzyknął: - Uważaj, to może być kręgosłup!
Siedzimy przy miętowej herbacie i Kinga uśmiecha się: - Na szczęście nie było pękniętego kręgosłupa, jak próbowała to sugerować jedna gazeta. Choć obawiałam się najgorszego, bo czułam odrętwienie w rękach i nogach. W końcu neurolodzy zbadali mnie dokładnie i orzekli, że to tylko mocne stłuczenie głowy. Jeszcze mnie trochę boli. Ale objawy mijają. Tak naprawdę, to ja nie wiedziałam jak to było i dopiero pokazali mi na filmie. Okropnie oberwałam! - dodaje z poważną miną.
Zagotowało się w Internecie. Bo w "Kini" kocha się tabun kibiców. Po wypadku jej wielbiciele szaleli, zamartwiając się o piłkarkę. Prawie tak jak trener kadry Zenon Łakomy, który do szpitala dzwonił co dwie godziny.
- Najadłam się strachu, ale już teraz mnie korci, żeby wrócić na boisko - przyznaje urodziwa skrzydłowa Piotrkovii.
Żegnamy się, Kinga odchodzi lekkim krokiem. Przechodzący obok piotrkowianin ogląda się za dziewczyną tak gwałtownie, że aż się przy tym potyka. Jeszcze jeden kręgosłup w niebezpieczeństwie...