Koniec legendy polskiej mafii

2007-10-30 19:30

Czy śmierć "Dziada" była wynikiem choroby, czy też ktoś pomógł mu zejść z tego świata?

Henryk Niewiadomski zmarł w areszcie śledczym w Radomiu. Prawdopodobnie na trzeci w życiu wylew. Miał tętniaka, ale nie zamierzał poddać się leczeniu za kratami.

- Od lat konsekwentnie odmawiał przyjmowania leków - mówi Luiza Sałapa z Centralnego Zarządu Służby Więziennej.

Czy jednak wrogowie "Dziada" z przestępczego półświatka nie pomogli mu rozstać się z życiem?

Dwa miesiące temu zginął zastrzelony w Warszawie Paweł N., syn "Dziada". Ojciec miał wyjść z więzienia we wrześniu przyszłego roku. Wiele osób obawiało się jego powrotu. W ostatnim swoim wywiadzie udzielonym właśnie "Super Expressowi" "Dziad" mówił, co zrobi, jeśli gangsterzy będą go nękać: - Wezmę trzy kulki, im dwie, jedną sobie...

Początek legendy

W czasach PRL-u handlował pyzami i rozwoził węgiel. W latach 90. uchodził za szefa "Wołomina" - jednej z największych i najlepiej zorganizowanych grup przestępczych w Polsce. Zarabiał głównie na przemycie alkoholu.

Był uparty, wybuchowy, ale - co podkreślano w półświatku - honorowy. Ci, którzy go znali, twierdzą, że żył skromnie. Jeździł wysłużonym mercedesem, a dokładnie woził go nim kierowca. W przeciwieństwie do innych gangsterów z pierwszych stron gazet nie inwestował w drogie samochody, lecz w ziemię pod Warszawą. Nie lubił garniturów, za to zegarki kupował z górnej półki. Najczęściej zakładał spodnie od dresu i bawełniany T-shirt.

Wojna z "Pruszkowem"

Odrzucał pertraktacje z konkurencyjnym "Pruszkowem". Kiedy wybuchła wojna gangów, wśród ofiar po stronie Wołomina znalazł się m.in. brat "Dziada" - Wiesław Niewiadomski. "Dziad" odpuścił zemstę. Wybaczył śmiertelnym wrogom z Pruszkowa. "Wiesiek chciał zabijać, więc musieli go zabić" - powiedział po latach. Henryk Niewiadomski od ośmiu lat był za kratkami. Skazano go za zlecenie napadu i podżeganie do zabójstwa "Wańki" - jednego z szefów "Pruszkowa". Do końca kary pozostało mu 11 miesięcy.

Od lat cierpiał na nadciśnienie. Miał dwa wylewy, tętniaka, ale bagatelizował zagrożenie. O jego chorobie wiedzieli jednak wrogowie z konkurencyjnych gangów. - Bardzo łatwo można zaszkodzić osobie tak schorowanej. Wystarczy podać odpowiedni specyfik - mówi policjant badający sprawę śmierci "Dziada".

Ostatnie dni Dziada

- "Dziad" już dawno wypadł z gry - mówi Jarosław S. ps. Masa, świadek koronny. - Młodzi pewnie garnęliby się do niego, ale wątpię, żeby chciał bawić się w ich szefa. Teraz szefami są leszcze, którzy nigdy nie dostąpili zaszczytu, by takim ludziom jak Henryk Niewiadomski umyć samochód.

Policjanci, którzy od lat przyglądali się interesom "Dziada", twierdzą, że tak łatwo nie przechodzi się na emeryturę.

- "Dziad" był niepokorny. Nie zniósłby najmniejszej zniewagi, podważania autorytetu. Gdyby mokotowscy gangsterzy przyszli do niego, a taką wersję zakładaliśmy, posypałoby się więcej niż trzy kulki - twierdzi oficer CBŚ.

Komu przeszkadzał "Dziad"?

Na jego głowę mogli nastawać ludzie Rafała S. ps. Szkatuła.ĘTo "Szkatuła", poszukiwany przez policję od sześciu lat, oraz Marek Cz. ps. Rympałek podporządkowali sobie obecnie warszawskie gangi. Według śledczych obaj mogą być zamieszani w zabójstwo Pawła N. ps. Mrówa, syna "Dziada". Opanowali rynek handlu narkotykami, ale do mokrej roboty wynajmują obcokrajowców, dlatego trudno im cokolwiek udowodnić.

Henryk Niewiadomski nie podźwignął się już po śmierci Pawła. Nie przyjechał na pogrzeb. Nie chciał pojawiać się nad grobem w kajdankach i w asyście policyjnego konwoju. Teraz spocznie obok ukochanego syna.

Ostatnia rozmowa z Niewiadomskim

Fragmenty wywiadu, którego udzielił nam "Dziad" w lipcu 2007 r.

- Nieźle pan wygląda, panie Henryku.
- Może i nieźle, ale chory jestem.

- Co panu dolega?
- Tętniaka mam. Od dawna. Nieoperacyjnego.

- Brzmi groźnie.
- No właśnie, to tętniak jest groźny, a nie ja. A mnie tu wmawiają, że symulant jestem, niebezpieczny dla otoczenia. Leczyć się muszę, ale tu nie będę. Konowałom więziennym nie dam się dotykać.

- Nie boi się pan, że pęknie?
- Jakbym się tak ciągle bał, to dawno bym umarł.Ę Mój adwokat wywalczył, że jeśli rezonans magnetyczny potwierdzi u mnie tętniaka, to będą musieli mnie wypuścić.

- Niedługo kara się kończy. Co dalej? - pytaliśmy.
- Wnuczków mam. Gołębi naokoło. Psy sobie kupię, parę kotów. Zrobię sobie piękny ogród. Zarobiłem już swoje, więcej mi nie potrzeba. To, co zainwestowałem, rośnie stale.

- A jak któregoś dnia przyjdą do pana młodzi gangsterzy, żeby się pan z nimi podzielił?
- Jak przyjdą, to się z nimi podzielę - wezmę trzy kulki: im dwie, sobie jedną zostawię. Ale wydaje mi się, że zasługuję na szacunek, a nie, żeby mnie...

- Ma pan wrogów? Będzie wojna?
- Nikomu niczego nie zabrałem, więc nie mam czego oddawać.

Nie pozwolili mu się leczyć - twierdzi Jolanta N., żona "Dziada"

- Kolejna śmierć w rodzinie - najpierw syn, teraz mąż...
- Wykończyli go! To przez nich Henryk nie żyje!

- Oni, czyli kto?
- Służba więzienna, która odmawiała mu przerwy w karze. Był chory, chciał się leczyć. Ale nie chcieli mu darować ani dnia.

- Może się bali, że będzie się mścił za śmierć syna?
- Po śmierci Pawła był człowiekiem kompletnie załamanym. Kiedy go zobaczyłam, wyglądał strasznie. Wszyscy, którzy go znali, wiedzą, że nigdy nie był mściwy. Pohuczał trochę, pokrzyczał, ale zawsze odpuszczał. Chciał normalnie żyć, cieszyć się wnukami, zadbać o zdrowie.

- Mógł się leczyć w więzieniu..
- Nikt mu nie wierzył, że jest chory. Mówili, że symuluje, że nie potrzebuje operacji. Wiedzieli, że stawał do warunkowego, że miała być sprawa w Strasburgu, którą im wytoczył. No to go wykończyli.

- Sprawa o co?
- (płacz) Przepraszam, przepraszam... Naprawdę nie mogę rozmawiać.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki