Przyjechał żeby zginąć

2008-01-09 21:00

To był długo wyczekiwany powrót. Marek Kordas ( 21 l.) przyjechał z długiej tułaczki po Anglii, by spędzić urodziny wśród najbliższych. Kto mógł przypuszczać, że właśnie wtedy rodzina zobaczy go po raz ostatni? Na miejscowej dyskotece bezlitosny oprawca roztrzaskał chłopakowi głowę.

Marek był spokojnym i poukładanym chłopakiem. Chciał w życiu coś osiągnąć i dlatego zdecydował się wyjechać z rodzinnych Łabuń pod Zamościem za pracą do Anglii. Harował dniami i nocami w piekarni, by zarobić na życie. Po półtorarocznej ciężkiej prac, spakował się i przyjechał na święta do domu. Gdy ze swoimi przyjaciółmi poszedł do dyskoteki świętować szczęśliwy powrót, nie spodziewał się, że idzie po śmierć. Półprzytomnego chłopaka znaleziono późną nocą w zamkniętej toalecie. Pracownicy dyskoteki przyprowadzili go do domu. Myśleli, że jest pijany. Chłopak położył się spać i już nie wstał. Rano, gdy rodzina odkryła, że z Markiem jest coś nie tak, było już za późno. Zmarł w szpitalu. Wtedy okazało się, że to nie alkohol był przyczyną tragedii. Chłopak miał pogruchotaną skroń i potylicę, co doprowadziło do śmiertelnego krwiaka i obrzęku mózgu. - To nie są obrażenia, które powstały przypadkiem - przyznają lekarze. Rodzina również jest przekonana, że Marek został bestialsko zamordowany.

Śledczy próbują rozwikłać zagadkę śmierci Marka. - Przesłuchujemy kolegów chłopaka i innych uczestników dyskoteki. Sprawdzamy, co zarejestrowały kamery w dyskotece - mówi prokurator Romuald Sitarz z prokuratury rejonowej w Zamościu. Okrutny oprawca Marka za swoją zbrodnię musi ponieść surową karę.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki