Wolałam śpiewać, niż bronić ludzi

2009-10-27 3:00

Skończyła prawo, ale adwokatem być nie chciała. Tato, który był prawnikiem, nigdy nie miał o to do niej pretensji, wręcz przeciwnie, był największym fanem córki. Tylko "Super Expressowi" Halina Kunicka opowiada o początkach swojej kariery, trudnym pobycie w Bułgarii, który zakończył się szpitalem, i o swojej najbliższej rodzinie.

Pineska, popularny kabaret, który istniał w kawiarni Nowy Świat - to właśnie ludzie z tego kabaretu wprowadzili mnie na scenę. Mieliśmy program, z którym jeździłam po Polsce, ale wciąż byłam studentką prawa. Nie rzuciłam go, bo myślałam: "Śpiewanie to będzie 5 minut, a ja muszę mieć jakiś zawód". Więc przylatywałam samolotami z różnych miejsc Polski na egzaminy. W końcu obroniłam pracę magisterską z procedury karnej pt. "Udział prokuratora w procesie prywatnoskargowym" i to było moje definitywne pożegnanie z prawem. Bogu dzięki!

Z tej Pineski coraz częściej zaczęto mnie angażować do nagrań radiowych, płyt, nagrań w telewizji. Tato, który chciał, bym kontynuowała tradycję rodzinną, nigdy nie miał pretensji, że porzuciłam prawo. Wręcz odwrotnie, bardzo mi kibicował, cieszył się moimi sukcesami.

Nie było w mojej karierze jakiegoś najważniejszego przełomowego koncertu, nie było tak, że nic się działo, a potem nagle kariera rozbłysła. Ale z trudnych sytuacji zapamiętałam mój pierwszy wyjazd zagraniczny do Bułgarii. Przyjechałam trochę przeziębiona, więc zaczęto mnie leczyć. Ale było gorzej i gorzej, mimo to koncertów nie przerwałam. Po sześciu tygodniach okazało się, że zarazili mnie wszczepienną żółtaczką i mój tamtejszy pobyt zakończył się w szpitalu.

Ale jest też mnóstwo występów, które wspominam szalenie miło. Kiedy stanęłam na scenie w paryskim teatrze Olimpia, kiedy uzmysłowiłam sobie, że w tym oto miejscu występowali Edith Piaf, Juliette Greco, Aznavour, z wrażenia aż ścisnęło mi gardło.

Dziś mogę powiedzieć, że czuję się szczęśliwa, bo mam wspaniałego syna Marcina, cudowną synową Annę Marię Jopek, która jest nie tylko bardzo utalentowana, ale również ciepła, miła i zawsze odpowiedzialna. No i mam dwóch prawie już dorosłych wnuków, Stasia (9 l.) i Frania (11 l.).

Jestem też szczęśliwa, bo mam nieustanny kontakt z publicznością. To ona daje mi chęć do życia, napęd. W ostatnim czasie bardzo dużo koncertuję, mam swój własny program ze wspaniałym pianistą i kompozytorem Czesiem Majewskim. I chcę tu dodać, że nie mamy koncertów sponsorowanych przez urząd gminy "x" czy firmę "y", wszystkie koncerty są biletowane.

A gdybym miała o coś poprosić złotą rybkę... Niewątpliwie poprosiłabym o zdrowie, to potrzebne jest wszystkim. I o dwie, trzy zaprzyjaźnione dobre dusze. Coś, czego najbardziej się obawiam, to taka prawdziwa samotność, bo wtedy życie byłoby czarne...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki