Borkowski o zmarłej żonie: Pokazała mi serduszko i zamknęła oczy...

2016-01-20 3:00

Magdalena (?43 l.) była dla Jacka Borkowskiego (57 l.) całym światem, miłością życia. Ale w ubiegłym tygodniu przegrała walkę z białaczką, którą lekarze zdiagnozowali zaledwie trzy tygodnie przed jej śmiercią. Życie aktora z dnia na dzień legło w gruzach. W rozmowie z "Super Expressem" pan Jacek ze łzami w oczach opowiada, jak wyglądało ich ostatnie pożegnanie. Ale jak mówi, musi być silny dla dzieci - Magdy (10 l.) i Jacka (13 l.).

Magda trafiła do szpitala przed świętami Bożego Narodzenia. Byłem pewny, że wróci do domu, że to nic poważnego. Okazało się, że to białaczka. Zdążyłem się z nią pożegnać, byłem przy niej do końca. Magda już nie mogła mówić, ale jeszcze podniosła ręce i pokazała mi rękami serduszko. A później tylko zamknęła oczy i koniec.

Ciągle nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Gdy dzieci nie patrzą, to mam ochotę wyć i ryczeć. To bardzo boli, jednak muszę być silny właśnie dla nich. One muszą widzieć, że ich tatuś jest silny i że one mają we mnie oparcie, że się nie poddaję. Nie mogę się poddać, bo one stracą grunt pod nogami.

Pomaga mi najstarsza córka

Dzień po śmierci żony poszedłem do psychologa. Namówiła mnie do tego córka Karolina. To ona doradziła mi, żeby zasięgnąć porady osoby doświadczonej. Człowiek nie zdaje sobie sprawy z pewnych zachowań wewnętrznych, które mogą o czymś świadczyć, a my nie zdając sobie sprawy, nie zauważamy ich. Możemy wtedy popełnić jakieś błędy, którym można zapobiec.

Muszę być oparciem dla dzieci

Z dziećmi jest tak, że nie wiadomo do końca, co przeżywają. Przez chwilę uda mi się je czymś zająć, odciągnąć od tych myśli. Jednak później mam znowu pół godziny płaczu. Trzeba to wkalkulować w okres przejściowy i pozwolić na tego typu reakcje. Trudno wymagać od nich pełnego zrozumienia i pełnej akceptacji. Psycholog powiedział mi, co mam robić, żeby dzieci nie zamknęły się w sobie. Lepiej, żeby mogły się wykrzyczeć. Najgorzej, jak człowiek to zasklepia i zostaje wszystko w środku. Moim zadaniem jest danie moim dzieciom poczucia bezpieczeństwa, dlatego ja ze swojej strony muszę być otwarty na to, co robią, jak się zachowują, akceptować to, ale jednocześnie muszą widzieć, że mają we mnie oparcie.

W czwartek pochowam ukochaną żonę

Dla nich staram się zachowywać normalnie, tak ja na co dzień. To nie znaczy, że mam śpiewać i tańczyć i się wygłupiać, ale one muszą wiedzieć, że ja nad tym panuję. Nie ma innej opcji. Człowiek postawiony w tak ekstremalnej sytuacji musi grać dalej, albo położyć się pod pociąg. Ja nie położę się pod pociąg bo nie jestem desperatem i muszę zrobić tak, żeby było jak najlepiej dla dzieci. One teraz są moim jedynym priorytetem w życiu. Czuję się źle, bo jak mam się czuć. Moje myśli są skoncentrowane na czwartku. Wtedy pochowam żonę.

Zobacz: Zmarł słynny polski reżyser. Andrzej Kotkowski nie żyje

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki