Odeta Moro-Figurska: Byłam grzeczną dziewczynka - HISTORIA ŻYCIA

2011-11-22 18:02

Z TVP związana jest od 2009 r. Od prawie dwóch lat jest twarzą telewizyjnej Jedynki. Prezenterka Odeta Moro-Figurska (33 l.) tylko "Super Expressowi" opowiada, jak fascynowała się wyjazdami do NRD i jak wyglądała jej młodość.

Urodziłam się w Olsztynie, wychowałam w Giżycku, a w Warszawie mieszkam od 1997 roku. Warmia i Mazury to moje rejony, więc letnie dni kojarzą mi się z jeziorem i ręcznikiem przewieszonym na szyi. Ten rejon sprzyjał pływaniu, żeglowaniu. Zrobiłam wszystkie możliwe patenty na sternika i żeglarza.

Odeta była harcerką

Moje dzieciństwo było bardzo fajne. Pamiętam grę w kapsle, rower, każdy patyk był wtedy fajną, ciekawą zabawką. Jednym z elementów moich młodych lat było harcerstwo, a wcześniej zuchy. Harcerstwo nauczyło mnie radzenia sobie w różnych sytuacjach. W końcu na obozach, gdy ktoś chciał skorzystać z toalety, to musiał ją sobie wybudować. To był taki mały survival. Przez całą podstawówkę miałam czerwony pasek. W szkole, w której się uczyłam, pracowała moja mama, więc przede mną wiedziała, że dostałam dwóję. W liceum nauka też nie szła mi źle, ale gdy zrozumiałam, że to szkoła, w której na korytarzu nie ma mamy, to poczułam wolność. Nie oznacza to jednak, że stałam się okropnym łobuzem. Nie paliłam papierosów, nie piłam alkoholu. Tego wszystkiego spróbowałam dosyć późno.

W podstawówce wydawało mi się, że jestem hippisem. Miałam wszystko pohaftowane i powyszywane. Czasem chodziłam na wagary. W liceum miałam też swój zespół, który nie miał nazwy. Na szkolnych imprezach śpiewałam covery wszystkich piosenek, które nam się podobały. Grałam też na gitarze. Chodziłam na naukę gry na tym instrumencie, ale wiem, choć nikt mi tego nie powiedział, że nie byłam obiecującym wirtuozem...

Pierwszą miłość poznała w Poroninie

Mój smak z dzieciństwa to tort z truskawkami i galaretką. Właśnie taki robiła moja mama w czerwcu na każde moje urodziny. Podróż dzieciństwa - to chyba rodzinny wyjazd na urlop do nieistniejącego już NRD. Pamiętam, były gumy kulki, które kosztowały jednego feniga. Dla nas to były grosze, więc kupowaliśmy je jak szaleni. Było zimno, w morzu nie dało się kąpać, nad brzegiem znajdowało się pastwisko z krowimi plackami, ale bawiliśmy się świetnie. Z tego właśnie wyjazdu przywiozłam prawdziwy granatowy dres z paskami po bokach. Rewelacyjny wtedy ciuch. Pamiętam też samą podróż do NRD, przez całą Polskę, małym fiatem. To cud, że udało się w nim zmieścić wszystko, co było nam potrzebne. Bardzo wcześnie zaczęłam też jeździć na obozy. To ważne wspomnienie. Bo na jednym z nich poznałam swoją pierwszą miłość. To był obóz wędrowny w Poroninie pod Zakopanem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki