Zbigniew Wodecki: W dzieciństwie okradałem samoloty - Historia życia

2013-05-27 10:51

Jego podwórkowe dzieciństwo? Sielskie, anielskie. Koledzy, granaty. - Ja w ogóle byłem świr - mówi Zbigniew Wodecki (63 l.) w rozmowie z "Super Expressem". Należał do miejscowej bandy, która nocą zakradała się na lotnisko i wynosiła różne rzeczy.

Urodziłem się w szpitalu Narutowicza w Krakowie i darłem się tak strasznie, że mój głos niósł się po salach. Tak mama mi opowiadała... Tutaj też rodziła się trójka moich dzieci Asia, Kasia i Paweł.

Zbigniew Wodecki: Chyba mam niemiecką naturę

Rodzina ze strony ojca to byli Ślązacy, matki - górale. A ja? Czuję się dziwnie... Chyba mam bardziej niemiecką naturę, bo lubię ordnung, porządek, twarde przywództwo, zdecydowanych ludzi.

>>> Zbigniew Wodecki - rodzina, rodzice

Pierwsze wspomnienia? Łąki, idę z tatą, tato zbiera lipę. Ulica Ułanów, nasz dom, który jeszcze stoi. Nawet napis "Zorro", który wyryłem na elewacji, zachował się do dziś. Z naszych okien na pierwszym piętrze, gdy powietrze było czyste, widzieliśmy Tatry.

Moje dzieciństwo... Miałem świetnie. Moje życie toczyło się tuż przy lotnisku w Krakowie. Były hangary, granaty, kanały, łuski, świece dymne... Tyle razy dostałem żerdzią w łeb, że to cud, iż mówię i wciąż mam swoje zęby, dzięki czemu mogę grać na trąbce.

Wodecki: Kradliśmy z samolotów takie grzybki...

Należałem do bandy Ułanów, była też banda z lotniska. Naparzaliśmy się kamieniami, kijami... Nocą zakradaliśmy się na lotnisko i kradliśmy z samolotów takie grzybki, był w nich sód. Lekko się je nadpiłowywało i w kontakcie z wodą było wielkie "bum!". Raz nas przyłapał pastuch gęsi, zabrał takiego grzybka i wrzucił do stawu. W życiu nie widziałem, żeby pierze, i to w takiej ilości, tak fruwało!

Ja w ogóle byłem świr. Na dodatek nie miałem lęku wysokości. Uwielbiałem skakać ze spadochronem zrobionym z koca czy prześcieradła. To, że żyję, to cud. Bogu dziękować, z małego "bandyty" wyrosłem na porządnego człowieka.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki