Syn ukradł mi lodówkę

2009-05-11 5:00

Jadwiga Maciejewska (59 l.) przez lata odbierała sobie od ust, byle jej jedyny syn Krzysztof K. (25 l.) nie chodził głodny. Ale łotr zamiast dziękować mamie za bezgraniczne poświęcenie, ukradł jej... lodówkę. - Teraz to mi chyba przyjdzie umrzeć z głodu - załamuje ręce kobieta.

Odkąd Krzysztof K. kilka lat temu wyprowadził się z domu, pani Jadwiga mieszka samotnie. Jako sprzątaczka zarabia zaledwie 450 złotych miesięcznie. Rok temu udało jej się uciułać na wymarzoną lodówkę, bo stara coraz częściej się psuła.

- Odkładałam na nią pieniądze latami - opowiada kobieta. - Kosztowała 700 złotych. Była nieduża. Idealnie pasowała do mojej małej kuchenki - cieszyła się kobieta. Niestety, jej radość nie trwała długo, bo nowiusieńki sprzęt AGD okazał się łakomym kąskiem dla jej zdegenerowanego synalka. - Byłam tego dnia w pracy - mówi kobieta. - Krzysiek musiał w tym czasie zakraść się do mojego mieszkania i ją wynieść - pani Jadwiga nie ma wątpliwości, kto stoi za zuchwałą kradzieżą. - Gałgan jeden nigdzie nie pracuje, leni się. Zje mi wszystko, sprzeda pewnie ją gdzieś i wszystkie pieniądze przehula. A o mnie nie pomyśli - ubolewa załamana stratą lodówki kobieta.

Najgorsze jest to, że pani Jadwidze śmierć głodowa zajrzała w oczy. - Co to teraz będzie? Nie mam przecież żadnych zapasów jedzenia - rozkłada bezradnie ręce. Lodówka pani Jadwigi była bowiem pełna jedzenia. Kobieta trzymała w niej zapasy na kilka tygodni. - Do sklepu mam daleko, więc raz na jakiś czas robiłam większe zakupy i wszystko kładłam do lodówki - wspomina pani Maciejewska.

Teraz policja zajęła się poszukiwaniami bezczelnego rabusia i lodówki. - Może jak go zamkną, to zmądrzeje - łudzi się zrozpaczona matka.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki