Wojciech Fibak przeżył ostatnio chyba najgorsze chwile w swoim życiu. Kiedy tygodnik "Wprost" opublikował prowokację, która ujawniła, że miał umawiać młode dziewczyny ze swoimi bogatymi kolegami, były tenisista zniknął z polskich salonów. Nie pojawił się też pod koniec czerwca na pierwszej rozprawie rozwodowej z Olgą Fibak (35 l.). Był wtedy w Szwajcarii. Podobno na powrót nie pozwolił mu jego stan zdrowia - głównie psychicznego. Jednak od tamtej pory minęły już prawie dwa miesiące. Mało kto pamięta, że była jakaś afera. Pan Wojciech natomiast bez rozgłosu wrócił do stolicy. Nie rzucając się w oczy krąży na swoim rowerze po ulicach miasta i spotyka z przyjaciółmi. A to urzęduje w modnych knajpkach przy placu Trzech Krzyży, a to zatrzymuje się na chodniku, gdy tylko zobaczy znajomych. A trzeba przyznać, że jest bardzo lubianą i znaną w wielu kręgach osobą. Nie będzie więc miał problemów z samotnością. Widać, że po stresie związanym z aferą nie ma już śladu. Sam jednak ma duży żal o to, jak go się po tej seksaferze postrzega.
>>> Żona nie dostanie nic z majątku Fibaka
- Zawsze wszystkim pomagałem, byłem miły i otwarty dla mediów. I co? Dostałem tylko po głowie... - powiedział "Super Expressowi".