Bogusław Sonik

i

Autor: materiały prasowe

Bogusław Sonik: Przyjmuje się tych co pluli na Platformę

2015-08-05 4:00

Wywiad z Bogusławem Sonikiem

"Super Express": - Słyszymy o ostrych tarciach wewnątrz państwa partii, że niektórzy zasłużeni posłowie PO w ogóle nie znajdą się na listach, a inni, powiedzmy sobie kontrowersyjni, zajmą na owych listach czołowe miejsca. Co z tą Platformą?

Bogusław Sonik: - To normalna gra polityczna przed wyborami. W PO przyjęta została zasada, że struktury regionalne partii ujawniają swoje propozycje składu list wyborczych. W PiS panują inne porządki. Tam regiony przygotowują listy w porządku alfabetycznym i przesyłają do centrali. A prezes siada z długopisem i odgórnie ustala kolejność listy. W PO układanie list polega na tym, że lokalni działacze sami wskazują proponowany kształt listy i przesyłają do zatwierdzenia. Mogą też zaznaczyć swoje wpływy w danym regionie.

- Ale tu paru znanych polityków na liście się nie znalazło. Choćby Rafał Trzaskowski, wiceszef MSZ.

- Bo tu znać o sobie daje też zawziętość niektórych przewodniczących regionów, niepotrafiących wznieść się ponad urazy wobec kolegów, którzy nawet są posłami. W Małopolsce tego problemu nie ma, bo rywale dogadali się ze sobą.

- W innych regionach problem jest jednak spory. W warmińsko-mazurskim na liście nie znalazła się popularna tam posłanka Lidia Staroń. Zaś w Łodzi z kandydowania rezygnuje Iwona Śledzińska-Katarasińska, której zaproponowano zbyt niskie jej zdaniem czwarte miejsce na liście. A pierwsze miejsce na listach zajmują bohaterowie nagrań z restauracji Sowa i Przyjaciele. To mają być te nowe standardy PO?

- Bohaterowie afery taśmowej to już odrębny temat. Ewa Kopacz usunęła z rządu ludzi, których nagrania zbulwersowały Polaków. Jednak oni sami uważają, że tak jak po przegranym meczu mogą zaśpiewać: "Polacy, nic się nie stało". I postanowili, że skoro mają poparcie lokalnych struktur, chcą je za wszelką cenę pokazać, i stąd ich obecność na pierwszych miejscach. Myślę, że po rozmowie z premier Ewą Kopacz wycofają się i zrezygnują z pozycji liderów. Ale ich działanie odbieram jako chęć podbicia stawki. Obliczone na to, by w ogóle na listach wyborczych się znaleźć. Jak daleko się w swoich działaniach posuną - tego nie wie nikt.

- Pytanie też, jak ich obecność na listach ocenią wyborcy?

- Na pewno ocenią to jednoznacznie źle.

- Właśnie. A sytuacja sondażowa PO jest bardzo trudna. Wpisanie na listy bohaterów afery podsłuchowej chyba jej nie poprawi?

- Oczywiście i tutaj zgadzam się z Kwaśniewskim, że sytuacja sondażowa Platformy jest bardzo trudna do odwrócenia. Koledzy, którzy teraz tak chcą znaleźć się na czołowych miejscach na listach, powinni spojrzeć nieco poza swój region i własny interes. Owszem, lokalnie mogą być postrzegani pozytywnie, jako byli ministrowie mogą mieć wokół siebie ludzi, którzy są im za coś wdzięczni. Jednak patrzeć trzeba na to, jak postrzegani są w całym kraju. I o ile w danym regionie bohaterowie tych nagrań mogą mieć spore wpływy, tak większości Polaków kojarzą się jedynie z taśmami.

- Do Senatu jako kandydat niezależny startuje Roman Giertych. PO nie wystawia w jego okręgu własnego kandydata. Wsparcie byłego szefa LPR i wicepremiera w rządzie Jarosława Kaczyńskiego to dobry ruch?

- Ja zawsze sceptycznie podchodzę do sytuacji, że im ktoś głośniej krzyczał, im mocniej pluł kiedyś na Platformę, to ma większe szanse robienia dealu czy kariery w naszej partii, w momencie, gdy zmieni barwy. Przyjmowanie takich ludzi wpisuje się w logikę walki z PiS-em. Działanie w myśl zasady, że każdy walec dobry, byleby uderzyć w przeciwnika. Tu korzyść jest co najwyżej dwuznaczna. Ja np. nie wiem, na czym polega zmiana poglądów Giertycha, poza tym, że bardzo nie lubi Jarosława Kaczyńskiego.

- Pojawiły się też nazwiska syna Andrzeja Leppera i młodego Cimoszewicza...

- Start młodego Cimoszewicza to typowe szukanie popularnych nazwisk. Pamięta pan, że w poprzednich wyborach startowało kilku Ziobrów, Marcinkiewiczów, Łukasz Tusk. To działanie obliczone na zbicie kapitału politycznego. W myśl zasady, że znane nazwisko przyciągnie dodatkowe głosy.

- W czwartek zaprzysiężenie Andrzeja Dudy. Czego oczekuje pan po tej prezydenturze?

- Polacy oczekują prezydenta, który będzie odpartyjniony, który będzie umiał mówić niezależnym głosem. Stworzyć przestrzeń, na której będą się wyrażać problemy społeczne, które przez partie albo są zauważane, albo partie nie chcą ich rozwiązać. Prezydent powinien taką przestrzeń tworzyć, być patronem rozwiązań, których Polacy potrzebują. Oczekuję też swego rodzaju godności w reprezentowaniu Polski na zewnątrz.

Zobacz: prof. Elżbieta Mączyńska: Polska staje się montownią świata