Łukasz Warzecha: Prezydenci na sprzedaż

2015-10-09 4:00

Gdy zobaczyłem na zdjęciu dwóch byłych polskich prezydentów, Wałęsę i Komorowskiego, reklamujących firmę Cinkciarz z okazji jej wejścia na amerykański rynek, w pierwszym momencie pomyślałem, że to sobowtóry, które wynajmuje się czasem przy takich okazjach. Potem uznałem, że z Wałęsą to jednak może być prawda, bo byłoby to całkowicie spójne z wizerunkiem i podejściem byłego lidera Solidarności.

W Polsce pojawili się byli prezydenci Stanów Zjednoczonych: Bill Clinton i George W. Bush. Nie przyjechali jednak w sprawach politycznych. Pofatygowali się do naszego kraju, żeby zareklamować otwierany właśnie w Warszawie pierwszy w Polsce sklep sieci Walmart.

George Bush miał sesję fotograficzną podczas robienia zakupów w supermarkecie, a potem pozował z wielkimi paczkami papieru toaletowego (economy pack, 25 rolek w paczce po okazyjnej cenie) i w dżinsach za jedyne 35 zł para. Clinton natomiast wystąpił w spocie, w którym opowiadał, że owszem, można w Walmarcie zwrócić kupione wcześniej towary, ale on tego nigdy nie robi, bo wszystkie spełniają jego oczekiwania. "Besides, my name is not Kushniar" - tłumaczył z uśmiechem Clinton, nawiązując do dobrze znanej w Polsce przygody pewnego prezentera z siecią Walmart podczas wycieczki po USA. Nie wiadomo dokładnie, ile Walmart zapłacił byłym prezydentom za tę akcję promocyjną, ale mówi się o 50 milionach dolarów dla każdego.

Wyobrażają sobie państwo coś takiego? Bo ja nie. A kiedy tylko próbuję, wyobrażam sobie też natychmiast skandal, jaki wybuchłby po drugiej stronie oceanu. Byli prezydenci Stanów Zjednoczonych mogą zarabiać, jeżdżąc z odczytami, bo nawet w lobbing nie za bardzo wypada im się otwarcie angażować. Ale udział w reklamie, choćby chodziło o firmę będącą kwintesencją amerykańskości? Spośród poważnych i ważnych polityków w reklamie wystąpił kiedyś tylko Michaił Gorbaczow, ale była to niezwykle wysmakowana i elegancka kampania luksusowej marki Louis Vuitton, produkującej m.in. torebki, torby i teczki.

Dlatego gdy zobaczyłem na zdjęciu dwóch byłych polskich prezydentów, Wałęsę i Komorowskiego, reklamujących firmę Cinkciarz z okazji jej wejścia na amerykański rynek, w pierwszym momencie pomyślałem, że to sobowtóry, które wynajmuje się czasem przy takich okazjach. Potem uznałem, że z Wałęsą to jednak może być prawda, bo byłoby to całkowicie spójne z wizerunkiem i podejściem byłego lidera Solidarności. Zdjęcia w hotelach ze złotymi klamkami, wśród roznegliżowanych panienek, w koszulach typu "bahama" - więc czemu za grubą kasę nie zareklamować Cinkciarza?

Ale Komorowski? Najwyraźniej mimo całej przaśności jego prezydentury, mimo wszystkich żenujących wpadek, mimo jej fatalnego zakończenia, mimo ogołocenia pałacu ze sprzętów, którymi Komorowski zechciał sobie umeblować swój "instytut" - wciąż miałem co do niego jakieś podświadome złudzenia. Jak się okazuje - niesłusznie. Od Wałęsy Komorowskiego różni pod tym względem tylko to, że o ile Wałęsa na obecny poziom żenady wspinał się jednak latami, Komorowski osiągnął go jednym szybkim skokiem niemal natychmiast po odejściu z urzędu.

I żeby było jasne: do Cinkciarza nic nie mam. Nie ich winą jest, że byli polscy prezydenci są na sprzedaż.

Zobacz: Kaczyński w fotelu premiera? W PiS-ie coraz głośniej się o tym mówi

Polecamy: Żona naczelnego ,,Rzeczpospolitej" na listach Nowoczesnej!

Najlepsze wideo: tv.se.pl