Marek Król

i

Autor: "Super Express" Marek Król

Marek Król: Nobilitacja

2015-10-12 4:00

Ludzie głupieją hurtowo, a mądrzeją detalicznie - twierdziła nasza noblistka Wisława Szymborska. Odczytuję to jako samokrytykę poetki, która w latach 50. opiewała Stalina i Lenina. Nigdy się z tego nie wytłumaczyła, bo nigdy nie zdążyła zmądrzeć detalicznie.

Żyła w zgodzie z władzą ludową, by pod koniec życia stać się autorytetem oralnym "GW" i wspieranej przez nią władzy. Cóż, jak większość autorytetów myliła się zawsze z partią, nigdy przeciwko partii. Pisarka Olga Tokarczuk, laureatka Nagrody Literackiej Nike, dzielnie kontynuuje tradycję niezależnego od przyzwoitości myślenia. Kto to powiedział, że nic dwa razy się nie zdarza? Przy odpowiedniej wprawie i rutynie autorytetów oralnych mądrość etapu nigdy ich nie opuszcza. I tak, nagrodzona Tokarczuk orzekła autorytatywnie w TVP Info, że jako naród robiliśmy paskudne rzeczy, zwłaszcza jako właściciele niewolników i mordercy Żydów. Za te słowa nie tylko Adaś Michnik pogłaszcze po główce pisarkę. Jaśkowi Grossowi, którego żona zasiadała w jury "Nike", okulary zajdą mgłą. Potwierdziła się, co prawda na razie nie ilościowo, doktryna Grossa o zabijaniu Żydów przez Polaków. A ja mam prośbę, by literatka Tokarczuk, jeśli zna z przekazów rodzinnych, że ktoś mordował Żydów, to niech to zgłosi organom ścigania. To się nieładnie nazywa donos, ale w tym wypadku wyróżniona literatka nie powinna mieć oporów. Skoro potrafi publicznie donosić na współrodaków, to myślę, że nikt nie powinien mieć taryfy ulgowej. Zabijają konkretni ludzie i oni ponoszą odpowiedzialność, a nie zbiorowości. Obawiam się o główkę pisarki wygłaskaną przez postępaków z Czerskiej, bo w kolejce stoją już Niemcy, którzy potrafią wypieścić nie tylko głowę. Tokarczuk w ramach pedagogiki wstydu pochwaliła Niemców, którzy w przeciwieństwie do Polaków odrobili lekcję historii i rozliczyli się z przeszłością. Tymczasem nasze autorytety oralne i bratnie zeitungi tak się starają, byśmy się w końcu przyznali, że to Polacy pchnęli Hitlera do Holocaustu. Kiedy czytam brednie pisarki o wspaniałych Niemcach, to przypomina mi się historia Marleny Dietrich, która w proteście przeciw hitlerowskiej dyktaturze opuściła swoją ojczyznę. W czasie II wojny światowej śpiewała dla amerykańskich żołnierzy, by zademonstrować sprzeciw wobec nazizmu. Po upadku Hitlera nikt jej do Niemiec nie zaprosił. Przez większość Niemców uważana była za zdrajczynię narodu i kolaborantkę. Dopiero dziewięć lat po jej śmierci, w setną rocznicę urodzin, burmistrz Berlina przeprosił Marlenę Dietrich (sic!) za to, że Niemcy nie docenili jej twórczości za życia. Żaden porządny Niemiec, siedząc za kierownicą swego VW, firmy samochodowej stworzonej przez Hitlera, nie mógł wybaczyć zdrajczyni. I tak wygląda en masse odrobiona przez Niemców historia. Jeśli chcesz dojść do źródła, musisz iść pod prąd - powtarzał św. Jan Paweł II. Mój dziadek Walenty, przedwojenny rzemieślnik, wypowiadał to mniej elegancko, twierdząc, że tylko gówno płynie z prądem. Autorytety oralne potrafią płynąć tylko z prądem, bo od początku PRL po dzień dzisiejszy żyjemy w czasach nobilitacji gówna.

Zobacz: Tadeusz Płużański: Tokarczuk, Kociołek i "Inka"