Najwyższa Izba Kontroli

i

Autor: East News

Piotr Andrzejewski: w normalnej demokracji podałby się do dymisji

2015-09-05 4:00

Piotr Andrzejewski w rozmowie z Tomaszem Walczakiem, komentuje ostatnie doniesienie w sprawie afery w Najwyższej Izbie Kontroli.

"Super Express": - Jak pan reaguje na kolejne rewelacje dotyczące afery w NIK? W sprawie załatwiania stanowisk w tej instytucji pojawia się już nie tylko poseł Bury, ale także była szefowa gabinetu premier Kopacz czy Julia Pitera.

Piotr Andrzejewski: - Przyznam, że to, co się wokół NIK dzieje, to przykład zupełnej degrengolady państwa, która od jakiegoś czasu systematycznie postępuje. Jeśli gangrena, która toczy Polskę, dosięgła tę tak ważną z punktu widzenia państwa instytucję, to nie pozostaje nic innego, jak przeprowadzenie głębokiej jego sanacji.

Zobacz: Dr Rafał Chwedoruk: Samodzielne rządy PiS niewykluczone

- Dla pana to, co dzieje się w NIK, to papierek lakmusowy stanu państwa w całości?

- Pars pro toto - część za całość. Najwyższa Izba Kontroli stoi na straży praworządności i prawidłowości funkcjonowania państwa. Jeśli ten organ kontrolny toczą takie patologie, to można się tylko domyślać, co dzieje się gdzie indziej. Jest mi bardzo przykro, że w sprawę zamieszany jest Krzysztof Kwiatkowski. Pamiętam go jeszcze z czasów, kiedy nosił teczkę za premierem Buzkiem. Zawsze wydawał mi się jedną z tych niewielu osób, które w obecnym układzie władzy są ostoją przyzwoitości.

- Tym bardziej że nawet prawica z uznaniem mówiła o tym, że NIK pod jego wodzą potrafi nadepnąć na odcisk koalicji rządzącej, która nominowała go na to stanowisko.

- No właśnie. Z aprobatą patrzyłem na to, co robi jako szef NIK. Pokazał, że potrafi działać mimo interesów układu rządzącego w imię kierowanego przez siebie organu. Kto wie, czy nie stał się ofiarą tego układu. Być może okazał się zbyt niezależny od ekipy rządzącej, która go wysunęła na tę funkcję. Ale cóż, stanowisko byłego ministra sprawiedliwości, niezależnie z jakiego układu pochodzi, do czegoś zobowiązuje.

- Pana zdaniem Krzysztof Kwiatkowski powinien podać się do dymisji?

- Oczywiście, w normalnych demokracjach polityk, na którym ciążą takie zarzuty, jak na Krzysztofie Kwiatkowskim, podałby się do dymisji. Nie mamy jednak w Polsce normalnej demokracji. To demokracja oligarchiczna i w przy takim stanie rzeczy fakt, że odsunął się od podejmowania decyzji i nie wpływa na działalność NIK może być wystarczający do czasu przesądzenia zasadności bądź nie stawianych mu zarzutów.

- Czy ten stan zawieszenia, w którym się znalazł, nie szkodzi NIK jako instytucji kontrolnej?

- Jestem wielkim orędownikiem domniemania niewinności i póki jesteśmy na takim etapie sprawy, nie widzę aż takiej potrzeby podawania się do dymisji. Zresztą mogłoby to być odczytane jako przyznanie się do winy, więc rozumiem decyzję Krzysztofa Kwiatkowskiego, by na razie zawiesić sprawowanie funkcji prezesa NIK i nie mieć do czynienia z merytoryczną działalnością tej instytucji. Bardzo bym chciał, żeby potrafił wytłumaczyć się z ciążących na nim zarzutów. Jeśli jednak okaże się, że to, o czym się teraz mówi, te zarzuty kumoterstwa i nadużywania stanowiska, które się mu stawia, okażą się prawdziwe, i on, i poseł Bury oraz wszystkie osoby zamieszane w tę sprawę powinny zniknąć z życia publicznego. Za takie rzeczy dla nikogo nie powinno być w nim miejsca.