Sławomir Jastrzębowski

i

Autor: Piotr Grzybowski

Sławomir Jastrzębowski: Taka tam dykteryjka o Macierewiczu

2018-01-09 18:05

Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny Super Expressu, komentuje odejście Antoniego Macierewicza ze stanowiska ministra obrony narodowej.

W związku z odwołaniem Antoniego Macierewicza ze stanowiska ministra obrony dość bezwiednie przypomniały mi się pewne dykteryjki. Nieco metaforyczne. Jestem umówiony z Macierewiczem na kolejny wywiad, czekamy w studiu telewizyjnym, wszystko gotowe, ministra nie ma. Czekamy, czekamy, wreszcie jeden z dziennikarzy dzwoni do niego i po rozmowie mówi mi „Macierewicz nie przyjedzie”. Jak to nie przyjedzie? Dlaczego? Wszyscy w blokach startowych, a ten w ostatniej chwili, że nie przyjedzie. Dzwonię do ministra. „Panie ministrze, jesteśmy umówieni, czekamy na pana”. Minister „Nie przyjadę do pana”. „Ale dlaczego?” – pytam. „Bo pan opublikował w Super Expressie wywiad z Dukaczewskim” (generał, były szef WSI) – zbaraniałem. Tłumaczę „Panie ministrze, Super Express drukuje opinie wszystkich stron politycznego sporu, nie chciałbym, żeby pan redagował mi gazetę, ale serdecznie zapraszam, żeby pan odniósł się i zmasakrował argumenty Dukaczewskiego”. Macierewicz: „Nie, jeśli pan drukuje Dukaczewskiego, to dziękuję, do widzenia”. „Do widzenia”. Potem, ludzie Macierewicza, bynajmniej nie z naszej inicjatywy umówili kolejny wywiad ze mną, założyłem krawat oraz marynarkę, żeby na kilka godzin przed wywiadem usłyszeć, że został odwołany bez podania przyczyn. Dobrze, zdarza się, nie ma co narzekać. Nie chodzi tu o moje ego, tylko o sposób obsługi bliźniego i rozumienie podstaw, czyli, czym jest dziennikarstwo. Dlaczego przytaczam te dykteryjki? Bo cudownie pokazuje ważną, nieznośną cechę Macierewicza, arogancję maskowaną wcale dobrymi manierami, trzeba przyznać. Jednak arogancję. Macierewicz należy do tego typu ludzi, którzy, nie tylko dziennikarzy, ale ich także traktują „albo mi służysz, albo jesteś wrogiem”. Nie jestem jego wrogiem, ale służyć mu również nie zamierzałem. Po prostu miałem inne zajęcia. Macierewicz jest człowiekiem, który argumenty traktuje drugoplanowo, ponieważ on już wie. Nie jest więc ciekaw, co mówią inni, bo on wie. Wiedza jest dobra, tyle, że on nie potrafi do niej nijak przekonać. Moim zdaniem tak zwana sprawa smoleńska bardzo ucierpiała przez niego. Bo on już wiedział i wie. Ja i wielu zwykłych ludzi nie wiemy. Nie wiem, czy był zamach, czy nie. Nie wiem, Rosjanom, których obwinia się o zestrzelenie malezyjskiego samolotu pasażerskiego wierzę bardzo umiarkowanie, ale mój rozum wymaga jednak argumentów. Tymczasem Macierewicz systematycznie wygłaszał swoje superdowody w sprawie zamachu, które okazywały się zwykłymi kapiszonami robiąc przy tym zdecydowane miny. W ten sposób ośmieszył siebie i sprawę. Czy to znaczy, że do zamachu nie doszło? Nie wiem. Wolałbym jednak, żeby sprawę przedstawiał ktoś z chłodniejszą głową. Zarzutów w sprawie Macierewicza jest więcej, brak reakcji we wczesnym stadium wybryków Misiewicza, ostentacyjne lekceważenie prezydenta i tak dalej. Problem z ludźmi dobrze wychowanymi, a aroganckimi polega na tym, że trudno w zespole iść z nimi do przodu. Dlatego zmiana na stanowisku ministra obrony jest po prostu dobra. Pokazuje przy okazji silną pozycję Morawieckiego i polityczny realizm Kaczyńskiego. Wcale nieźle. Ale, zobaczymy…