Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Sorry, taki mamy w Polsce klimat w pracy

2014-12-10 17:29

Polacy na stanowiskach unijnych mieli zarazić naszym entuzjazmem dla idei europejskiej. Entuzjazm tzw. nowego kraju Unii, który miał dać impuls do działania tej nieco skostniałej instytucji. Elżbieta Bieńkowska do Brukseli zabrała nie tylko to – przywiozła także nasz „etos” zarządzania ludźmi, których zwykło się w Polsce traktować jak bezwolną masę i kształtować na swój obraz i podobieństwo. Natknęła się jednak na opór czegoś, co u nas udało się wyeliminować, czyli związków zawodowych.

Jak informuje RMF FM, Bieńkowska, mimo że komisarzem unijnym jest ledwie od kilku tygodni, już skonfliktowała się ze swoimi podwładnymi. Chciała zrobić porządki à la polonaise, ale nie wiedziała, że na Zachód od Polski szef nie jest panem i władcą i nie może sobie poczynać wedle własnego widzimisię. Liczy się dialog i kompromis z pracownikami, a nie rządy twardej ręki. Zapomniała też, że związki zawodowe wszelkich branż mają tam nadal siłę przebicia i nie są uznawane, jak w Polsce, za szkodników i wrogów postępu.

Przez ostatnie 25 lat nasze elity przywykły, że pracownicy jak ryby głosu nie mają, a żądania związków zawodowych, by poprawić ich nieprostą najczęściej sytuację, jako nieuzasadnione roszczenia. Ten klimat wpłynął na praktykę wielu działających w Polsce firm, które niewiele sobie robią z prawa pracy i wolą go omijać szerokim łukiem, zatrudniając na umowy śmieciowe. Brakuje woli państwa, by wymusić na przedsiębiorcach prywatnych respektowanie prawa do zrzeszania się. Pamiętam, że niedawno jedna z amerykańskich firm działająca w naszym kraju wściekła się, ponieważ pracownicy chcieli założyć w niej związek zawodowy. Zanim jeszcze związek się ukonstytuował, krnąbrnych zwolniono. A przecież nie był to odosobniony przypadek. Sorry, taki mamy w Polsce klimat w pracy. Klimat, za który odpowiadają polityczne elity, najwidoczniej nadal wierzące, że im mniej praw mają pracownicy, tym lepiej będzie się rozwijać nasza gospodarka. To, że pracownik może mieć coś do powiedzenia, stawiać żądania i jeszcze publicznie wyrażać swoje niezadowolenie, wielu chyba nie mieści się w głowach.

Chętnie więc wymienię nasz eksportowy entuzjazm na import standardów na rynku pracy z tego zepsutego i leniwego Zachodu, który potrzebuje podobno naszego motywacyjnego kopniaka. Chciałbym wierzyć, że bolesna lekcja, którą odebrała Elżbieta Bieńkowska, czegoś ją i jej kolegów nauczy.