- Nie jesteśmy bogaci. Mąż pracuje, ja zajmuję się dziećmi. Żyjemy skromnie, ale uczciwie - mówi Elżbieta Fortunik (43 l.). Ona i jej mąż Marek (53 l.) mają 11 dzieci - Natalię (15 l.), Paulinę (13 l.), Sandrę (11 l.), Pawła (9 l.), Łukasza (8 l.), Przemka (5 l.), Roberta (4 l.), Stasia (3 l.), Amelię (2 l.), Maję (6 mies.) i dorosłego już Mateusza (21 l.). Do niedawna wszyscy mieszkali w starym domu w Gostkowie na Pomorzu. Ale pożar zamienił ich życie w koszmar.
Był czwartek. Pani Elżbieta zrobiła obiad i razem z dziećmi czekała, aż mąż wróci z pracy. I w końcu wszyscy posnęli. - Gdy się ocknęłam, w domu było czarno od dymu, a na piętrze szalał ogień. Pozbierałam maluchy i uciekliśmy na podwórko - opowiada. Na szczęście dom nie spłonął cały i da się w nim zamieszkać. - Tylko trzeba zrobić remont, a na to nas nie stać - dodaje.
Bytują w sali gimnastycznej w Stowięcinie. Bez łazienki i kuchni. Śpią na materacach, a prowizorkę pokoju tworzą rozpadająca się kanapa i meblościanka. - Dla mnie to tragedia, nawet nie ma gdzie się umyć - załamuje ręce pani Ela. Mieszkańcy wsi pomagają im, jak mogą, ale oni też są biedni...
Były minister zastrzelił żonę i siebie?! Sąsiedzi: to było skrócenie męki