Harcerski mundur, a na nim stuła. Tak jeszcze do niedawna prezentował się Wojciech L., wikary parafii na gdyńskim Obłużu. Nikogo to nie dziwiło, bo ten duchowny był jednocześnie harcmistrzem jednej z pomorskich drużyn oraz członkiem Rady Duszpasterstwa Harcerzy Archidiecezji Gdańskiej. I właśnie te bliskie związki z harcerstwem zaprowadziły księdza na ławę oskarżonych.
Pod koniec czerwca ubiegłego roku kapłan zabrał swoich podopiecznych na obóz w Bieszczady i tam dał upust swoim skrywanym żądzom. Młodzi ludzie byli od niego zależni, a on umiał to wykorzystać. Nieposłusznych i nieusłużnych wołał do swojego pokoju i zamykał się z nimi. Spowiadali się z grzechów, a on zadawał im pokutę, którą nie zawsze była tylko modlitwa. Po prostu zmuszał ich, by zaspokajali jego potrzeby seksualne.
W śledztwie Wojciech L. bronił się na różne sposoby. A to twierdził, że harcerze go prowokowali strojem i zachowaniem, że spowiadali się np. z onanizmu, to znów przekonywał, że molestował chłopców. dla ich dobra, bo chciał ich doprowadzić do zbawienia. Dlaczego więc mieli kategoryczny zakaz mówienia komukolwiek o księżowskich praktykach pod groźbą wyrzucenia z Kościoła?
Proces kapłana toczy się przed Sądem Rejonowym w Gdyni. Sędzia Anna Miszewska ze względu na dobro ofiar utajniła jego przebieg. Wiadomo tylko, że ksiądz się przyznał do stawianych mu zarzutów, a gdańska kuria metropolitalna zawiesiła go w czynnościach kapłańskich.
Zobacz także: Piła. 66-letni KAPELAN szpitala MOLESTOWAŁ nastolatkę? Są zarzuty