DYREKTOR schroniska dla zwierząt PODGLĄDAŁ swoje PRACOWNICE

2013-02-03 9:43

Ten to lubił mieć oko na wszystko. Tak właśnie dyrektora Jerzego S. (57 l.) zapamiętali byli pracownicy. Były szef schroniska dla zwierząt na Pomorzu zamontował kamerkę w jednym z biurowych pomieszczeń. Jak sam twierdzi, chciał pilnować w ten sposób kasy pancernej. Problem w tym, że w tym samym pokoju przebierały się wolontariuszki.

- Musiał mieć z nas niezły ubaw - mówią młode dziewczyny, które przychodziły do schroniska opiekować się zwierzętami. - Kiedy pytałyśmy dyrektora, co to za światełko mruga z boku, twierdził, że to czujnik ruchu - opowiadają. - Zorientowałyśmy się, że coś jest nie tak, gdy pan Jerzy zaczął komentować nasz wygląd. Ze szczegółami, które musiał poznać, widząc nas bez ubrania...

Wtedy wolontariuszki skontaktowały się z firmą montującą urządzenia elektroniczne w schronisku. Potwierdziła, że w pokoju jest kamera.

Sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej w Słupsku. Ta jednak umorzyła śledztwo. Kierownik przedstawił bowiem śledczym notatkę służbową, w której informował pracowników o zamontowaniu kamery, i ostrzegł, że to pomieszczenie nie jest szatnią.

Wolontariuszki upierają się, że notatki nie widziały na oczy. - Nie miałyśmy pojęcia o kamerze - zaznaczają. - Gdybyśmy wiedziały, nie rozbierałybyśmy się tam do rosołu.

Choć prokuratura nie dopatrzyła się w jego postępowaniu znamion przestępstwa, dyrektor i tak stracił pracę. Okazało się, że przez jego niedopatrzenie w schronisku zginęło 80 psów. Ale to nie koniec kłopotów Jerzego S. Teraz sprawę zamierza mu założyć Państwowa Inspekcja Pracy.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki