- Wyszedłem wieczorem do ogrodu z moim cocker spanielem, nagle rzuciła się na mojego psa czarna locha - wspomina pan Henryk. Na szczęście Lucky był na smyczy. Pan Henryk odruchowo za nią szarpnął i udało mu się wyciągnąć pupila spod tłustej lochy.
- Schowaliśmy się w domu - wspomina mężczyzna. Jednak locha wcale nie miała zamiaru opuszczać posesji chrzanowianina.
Locha niczego się nie boi - ani petard, ani śmierdzącego preparatu, który ma odstraszać dziki.
- Obserwowaliśmy ją z żoną z balkonu, a ona. tylko na nas patrzyła i merdała ogonem - opowiada mężczyzna.
Mężczyzna dzwonił gdzie się da i prosił o przepędzenia rodziny dzików ze swojego ogrodu. Dopiero na trzeci dzień pojawili się pracownicy specjalistycznej firmy z Katowic i przewieźli lochę z warchlakami do śląskich lasów. Tam teraz truchta rodzina dzików, a pan Henryk? Po nieproszonych gościach został mu zniszczony ogród.
Czytaj też: Dostała od policji mandat za... pianie koguta!