Rodzina P. była uważana za dobre małżeństwo. Mąż pracował jako górnik i dorabiał w Holandii przy ogrodnictwie. Sąsiedzi twierdzą, że między Józefem P. a Barbarą P. nie dochodziło do kłótni, choć czasem potrafili zamknąć się przez trzy dni w domu, wyłączyć telefony komórkowe i pić alkohol. Na umór. Jedna z takich sytuacji miała miejsce w sierpniu w 2016 roku. Kiedy kobieta nie dawała znaku życia przez blisko tydzień, sytuacją zainteresowała się jedna ze znajomych rodziny. Postanowiła razem z administratorem budynku wejść do mieszkania. Tam dokonali oni makabrycznego odkrycia - Barbara P. leżała martwa na podłodze, w kałuży krwi. Jej mąż był tak pijany, że nie można było się z nim porozumieć. Dopiero kiedy przetrzeźwiał, złożył wyjaśniania. I zaprzeczył, że zabił swoją żonę.
Sekcja zwłok wykazała, że kobieta zginęła od ciosów ostrym przedmiotem. Sąd uznał jednak, że mężczyzna odpowiada za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. I wydał wyrok: 12 lat więzienia. Prokuratura już zapowiedziała apelację. O zmianę wyroku będzie też wnioskować obrona Józefa P. - Jestem zadowolona ze zmiany kwalifikacji z zabójstwa na pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Nie zgadzam się jednak z najwyższym możliwym wymiarem kary - powiedziała mecenas Małgorzata Łukasik.