PARCZEW: Zmarła na zawał w szpitalu, czekając na karetkę

2014-05-26 16:54

Jechali razem samochodem, kiedy żona dostała zawału serca. - Uznałem, że najlepiej będzie, jeśli sam zawiozę ją do szpitala. Nie wiedziałem wtedy, że podpisuję na nią wyrok - płacze Stefan Woźniak (66 l.) z Parczewa (woj. lubelskie). Jego ukochana Jadwiga (†66 l.) umarła, bo już na oddziale ratunkowym zbyt długo czekała na karetkę, która miała przetransportować ją do innego szpitala.

Kilkadziesiąt lat szczęśliwego małżeństwa, dzieci, wnuki... - Brakuje mi ciebie - pan Stefan wciąż nie dowierza, że nie ma już jego ukochanej Jadzi. Ze łzami w oczach wspomina ten nieszczęsny dzień. Państwo Woźniakowie wracali od rodziny do Parczewa, gdy nagle pani Jadwiga źle się poczuła. - Wiedziałem, że to zawał. Żona wcześniej leczyła się kardiologicznie - mówi mężczyzna. Byli wtedy jakieś 20 km od domu. - Postanowiłem, że najszybciej będzie, jeśli nie czekając na pomoc, sam zawiozę ją do szpitala w Parczewie.

Tak też zrobił. Na szpitalnym oddziale ratunkowym podano jej kroplówkę, potem zajął się nią lekarz dyżurny. Po badaniu okazało się, że pani Jadwiga będzie musiała pojechać do szpitala w Białej Podlaskiej, gdzie jest oddział kardiologiczny i specjalistyczna aparatura.

- Myślałem, że wszystko będzie dobrze. Była przytomna, wysłała mnie do domu po ubrania - wspomina. Gdy wrócił, przeraził go rejwach panujący na SOR. - Ktoś rzucił mi tylko: "Pana żona schodzi" - wspomina koszmar. Zaintubowanie, reanimacja i... długie czekanie na karetkę, która miała ją przewieźć. Karetka pojawia się 40 minut po rozpoczęciu reanimacji. Pani Jadwiga trafiła w końcu do bialskiego szpitala, gdzie lekarze dwa dni walczyli o jej życie. Bezskutecznie. Mózg był za mocno niedotleniony. Serce nie podjęło pracy...

Polecamy też: Syn znanego reżysera ZABIŁ 6 osób! Potem popełnił samobójstwo [WIDEO]

Wiadomości Se.pl na Facebooku

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki