Pijany BOR czuwał nad domem Komorowskiego - ZDJĘCIA

2012-12-01 4:30

Chcieli przechytrzyć służby, a sami wpadli po uszy! Dwóch funkcjonariuszy BOR, którzy mieli ochraniać domek prezydenta Bronisława Komorowskiego (60 l.) w Budzie Ruskiej, traci pracę. W czerwcu, kiedy rozbili auto, mieli ponad 1 promil alkoholu we krwi. W prokuraturze upierali się, że to złodziej ukradł im samochód. Śledczy w tę wersję nie uwierzyli i postawili jednemu z oficerów zarzut składania nieprawdziwych zeznań.

Początek czerwca 2012 r. Chorąży Rajmund G. i sierżant Tomasz G. z Biura Ochrony Rządu spędzają wieczór w saunie obok domku prezydenta w Budzie Ruskiej. Kilka godzin później policja dostaje zgłoszenie, że ich auto miało kolizję. Uderzyło w drzewo przy drodze. Kiedy policjanci przyjechali na miejsce, oficerowie BOR wyszli z lasu. Badanie alkomatem: oficer nr 1 - 1,3 promila; oficer nr 2 - 1,4 promila. W prokuraturze twierdzili, że złodziej ukradł im auto i je rozbił. Tłumaczyli też, że alkohol wypili dopiero po kradzieży, bo byli zestresowani. Początkowo śledczy z braku dowodów umorzyli sprawę. Ale kidy dokadniej sprawdzili podawaną przez borowików wersję zdarzeń zmienili zdanie i wszczęli nowe śledztwo.

- Tomasz G. jest podejrzany o składanie fałszywych zeznań jest sierżant Tomasz G. Śledztwo jest prowadzone również w kierunku art. 178 par. 1k.k., czyli prowadzenia w stanie nietrzeźwości - informuje "Super Express" prokurator rejonowy w Sejnach Anna Wierzchowska. W zeznania swoich funkcjonariuszy nie uwierzyło też kierownictwo Biura Ochrony Rządu. - Rajmund G. sam odszedł ze służby, a Tomasz G. jest w dyspozycji szefa biura gen. Mariana Janickiego. Ma odejść po postawieniu mu formalnie zarzutów - mówi nam wysoko postawiony oficer BOR.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki