- Tylko wiara może wyjaśnić to, dlaczego tak się stało. Dopóki go potrzebujemy, Dawid będzie z nami, nie materialnie, ale duchowo - tymi słowami pocieszał zrozpaczonych rodziców stojących nad grobem chłopczyka duchowny, który sprawował nabożeństwo.
Dla matki 7-latka ostatnia droga jej dziecka była męką nie do zniesienia. Widać było, jak bardzo kochała swoje dziecko i jak strasznie cierpi z powodu jego odejścia. Na twarzach wszystkich żałobników malowały się rozpacz i ból, który trudno teraz będzie ukoić.
Dramat wydarzył się w ubiegły piątek rano przed szkołą w Krakowie, do której chodził Dawidek. Kiedy mama przywiozła go prze d budynek, dziecko było sine. Chłopczyk zadławił się jedzoną na tylnym siedzeniu bułką. Dawidek nie mógł się bronić ani krzyczeć, bo kawałek pieczywa prawdopodobnie utkwił mu w krtani, przez co nie mógł dobyć głosu.
Mimo natychmiastowej reanimacji przechodniów, a później ratowników dziecko zmarło. Dla mamy, która patrzyła na śmierć Dawidka, a teraz towarzyszyła mu w ostatniej drodze, składając jego ciałko do grobu, to największa tragedia, jaką można sobie wyobrazić. Długo nie mogła odejść od grobu, tuląc do piersi błękitnego króliczka Dawida.
Zobacz: Zabił maczetą matkę, ojczyma, przyszywanego brata. PROCES w Szczecinie