- Wiedziałem, że w końcu Bóg wydobędzie mnie z tej piekielnej czeluści. Dlatego modliłem się tak żarliwie. Ale im więcej się modliłem, tym więcej upokorzeń musiałem znosić - opowiada Paweł G. (33 l.), niedoszły ksiądz z Łowicza, niesłusznie oskarżony o zabójstwo. Współwięźniowie wyszydzali jego wiarę, bili go, deptali jego różaniec, zmuszali do jedzenia na klęczkach, a klawisze wycierali jego rzeczami podłogę. I tak dzień po dniu od rana do nocy. - I za co? Bo za kratami nie wyrzekłem się wiary? Bo siedziałem w celi razem z Panem Bogiem? - pyta retorycznie.
Ta wiara towarzyszyła mu od dziecka. Chciał zostać księdzem, zaraz po maturze wstąpił do seminarium, jednak nie zdobył święceń kapłańskich. - Ale to nie osłabiło mojej wiary - mówi. Imał się dorywczych prac. Pomagał też w codziennych obowiązkach Aleksandrze P. (82 l.). Przynosił gazety, sprzątał dom, robił zakupy. W grudniu 2010 roku, kiedy przyszedł do niej w odwiedziny, znalazł jej zwłoki. Została uduszona kablem od żelazka. Kto zabił? Dla prokuratora było jasne - Paweł G. Bo na miejscu zabójstwa znalazł jego ślady zapachowe. To był jedyny dowód!
Zobacz też: Górniak nie zamartwia się więzieniem Dariusza K.! On za kratami, a ona za granicą!
Półtora roku siedział w areszcie, zanim uniewinnił go sąd. Po uprawomocnieniu się wyroku złożył pozew o odszkodowanie od Skarbu Państwa za niesłuszny areszt i koszmar, który przeżył za kratami. Żądał 400 tys. zł. Sąd Okręgowy w Łodzi przyznał mu właśnie połowę tej kwoty...
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail