Kossakowski do psychiatryka trafił w 1996 roku po tym, jak w jego stodole w Niedrzwicy pod Lublinem zapaliły się gazety. Sąd wziął go za podpalacza, a biegli psychiatrzy orzekli, że jest niebezpieczny dla otoczenia. Przez dwie dekady nikt nie zadał sobie trudu, aby rzetelnie go zbadać. Dopiero wiosną tego roku interwencja mec. Piotra Wojtaszaka sprawiła, że Kossakowski wyszedł na wolność. Powoli dochodzi do siebie, ale jest jak rozbitek na bezludnej wyspie. Oprócz wspomnień nie ma niczego. - Będę walczył o odszkodowanie za mękę - zapowiada. - Na stare lata chcę wrócić do rodzinnej wsi.
Zobacz także: Na ten produkt w Biedronce poluje Ludwik Dorn