Popularność Lecha Wałęsy nie maleje. Kilka dni temu jego wykładów słuchali studenci w Austrii. Za jedno takie wystąpienie były prezydent bierze nawet ponad 300 tys. zł. W tym samym czasie Sławomir Wałęsa dzień w dzień upija się niemal do nieprzytomności. Z domu wychodzi w zasadzie tylko po to, by kupić kolejne puszki piwa. - Nie radzę sobie. Bardzo chciałbym, aby tato mi pomógł - mówi nam syn byłego prezydenta, który samotnie mieszka w Toruniu. Z rodziną od lat jest skłócony.
Kilka miesięcy temu podjął walkę. Był na odwyku w specjalistycznym ośrodku na Kaszubach. - Ojciec mógł do mnie przyjechać, wesprzeć mnie, zabrać do domu. Ale się nie pojawił. A ja sobie nie radzę. Po odwyku nie wytrzymałem. Cztery godziny po powrocie do domu wypiłem piwo. Potem kolejne - opowiada nam Sławomir Wałęsa.
Ostatnia próba pojednania z Lechem Wałęsą miała miejsce w czasie świąt wielkanocnych. - Byłem u nich w Gdańsku. Ale skończyło się awanturą. Poszło o to, że chciał, abym poszedł do kościoła. Teraz jestem w totalnej depresji. Boję się, że zapiję się na śmierć - mówi łamiącym się głosem Sławomir Wałęsa. Ręce cały czas mu drżą. - Od kiedy pamiętam, jestem bez rodziny i przyjaciół. Ciągle upadam. Wiem, że potrzebuję pomocy - kwituje Sławomir Wałęsa.
Zobacz też: Białystok. Noworodek znaleziony w papierowej torbie. Dziewczynka trafiła do szpitala