Krystyna (53 l.) i Roman S. (+58 l.) byli wzorowym małżeństwem. - Nigdy w ich domu nie było awantur. No nigdy - zarzeka się sąsiadka, która wciąż nie może uwierzyć w to, co się stało. - Owszem, Romek lubił nieraz wypić, ale to był spokojny człowiek, grzeczny, szarmancki. Z takich co to przepraszają, że żyją. A ona? Też do rany przyłóż. Często spotykałam ich pod blokiem i wtedy żartowaliśmy, śmialiśmy się, bo zawsze byli w dobrym humorze.
Co się więc stało? - Prawdopodobnie poszło o alkohol, bo Krysia nie lubiła, kiedy Romek się napił. Trzymała go krótko, wymagała, żeby na posiłki przychodził o z góry ustalonej porze - opowiadają sąsiedzi.
Tego dnia na swoje nieszczęście Roman spotkał po drodze z pracy kolegę. Ochoczo ruszył z nim na piwo, zapominając o bożym świecie. Tymczasem w domu czekała na niego żona z obiadem. Niecierpliwiła się. Co i rusz spoglądała to w okno, to na stygnące jedzenie. Czuła, że gdy małżonek nadejdzie, wszystko będzie już zimne. I jak tylko wszedł, z miejsca ruszyła do niego z wymówkami. A gdy jeszcze poczuła od niego alkohol, nie była już w stanie pohamować wściekłości. Aż pociemniało jej w oczach. Chwyciła kuchenny nóż i dźgnęła męża prosto w serce. Roman padł na podłogę, brocząc krwią. Chwilę później skonał na oczach zmartwiałej z przerażenia żony.
Krystyna sama zawiadomiła policję. - Opowiedziała, co się stało, ale do zabójstwa się nie przyznała. Sąd aresztował ją na trzy miesiące. Grozi jej nawet dożywotnie więzienie - mówi Krystyna Gołąbek z Prokuratury Okręgowej w Siedlcach.