Piotr C., piekarz z zawodu, od pewnego czasu mieszkał u wujostwa. Feralnego dnia w listopadzie ub.r. pił od rana. - Byłem wypity, ale chciałem jeszcze - opowiadał policjantom. Wieczorem robił sobie kanapki w kuchni, kiedy wszedł tam wuj. Zażądał od niego 100 zł na alkohol. Ten odmówił. - Zdenerwowałem się i uderzyłem go nożem w szyję - opisywał podczas śledztwa. Ostrze przecięło tętnicę szyjną, Krzysztof S. upadł na podłogę. - Jak tak leżał na podłodze, to podciąłem mu jeszcze gardło, bo się ruszał - dodał morderca.
Potem jak gdyby nigdy nic poszedł do pokoju zjeść kolację. Małgorzata P. spała. Kiedy się przebudziła, chciała wejść do kuchni. Więc ją także dźgnął nożem w szyję. - Była cała we krwi. Wziąłem taki nóż z ząbkami. Pociąłem jej szyję, chciałem być pewny, że nie będzie żyła - opowiadał śledczym, kiedy tydzień później sam oddał się w ręce policji.
Teraz stanął przed Sądem Okręgowym w Lublinie. Rozprawa trwała godzinę. Sąd wymierzył mu karę 25 lat więzienia. - Oskarżony dorzynał swoje ofiary. Nawet nie próbował udzielać im pomocy - uzasadniał wyrok sędzia Mirosław Styk, przyznając, że orzekając w tej sprawie, brał pod uwagę dożywocie. - Sąd wziął pod uwagę, że oskarżony przyznał się do winy, przeprosił krewnych ofiar i wyraził skruchę. - To sprawiedliwa kara dla takiego człowieka jak ja - powiedział na koniec Piotr C. pozbawionym emocji głosem.
Zobacz: Zamach w Nicei. Kiedy odbędzie się pogrzeb tragicznie zmarłych Polek?