Zgierz: Serce tego dziecka przestaje bić!

2010-02-09 19:46

Kiedy Mariusz Stępniak (10 l.) ze Zgierza spogląda przez okno i widzi swoich rówieśników bawiących się na śniegu, chciałby szybko przebrać się w sportowy strój i do nich dołączyć. Ale nie może, bo jest śmiertelnie chory.

Jego serduszko przestaje bić. Najboleśniejsze jest jednak to, że Mariuszka można uratować. Ale operacja i leczenie w Niemczech są bardzo kosztowne, a jego rodziców zwyczajnie na nie nie stać.

Mariuszek przyszedł na świat o czasie, bez żadnych komplikacji. Jego rodzice - Edyta (37 l.) i Dariusz (42 l.) cieszyli się wówczas każ-dym dniem spędzonym z maleństwem. Ale nagle, gdy synek skończył 16 miesięcy, ich szczęście prysło.

Patrz też: Kobyla Góra: Wreszcie mogłam przytulić Olka

- Mariusz zachorował wtedy na cięż-kie zapalenie płuc - wspomina mama chłopca. - Leżeliśmy w szpitalu, a lekarze robili mu szczegółowe badania. Wykryli mukowiscydozę, czyli nieuleczalną chorobę płuc, a niedługo potem kardiomiopatię, która prowadzi do niewydolności serca i śmierci dziecka. W ciągu kilku dni dowiedzieliśmy się o dwóch śmiertelnych chorobach syna... - opowiada kochająca mama.

Rodzice nie chcieli się poddać

Rozpoczęła się rozpaczliwa walka rodziców o życie dziecka. Niezliczone wizyty w szpitalach, konsultacje, setki przejechanych kilometrów. Lekarze rozkładali bezradnie ręce. Mówili, że jedynym ratunkiem dla chłopca jest przeszczep serca. Problem w tym, że w Polsce nie wykonano nigdy jeszcze takiego zabiegu u dziecka, które równocześnie ma mukowiscydozę.

- Niektórzy mówili nawet, że pozostaje nam tylko modlitwa, że nie ma żadnego ratunku - tłumaczy tata chłopca.

Tymczasem stan Mariuszka coraz bardziej się pogarszał. Serce pracowało coraz słabiej. Ale rodzice i, co ważne, sam malec nie poddawali się. Iskierka nadziei pojawiła się w lutym ubiegłego roku, gdy chłopiec trafił pod opiekę lekarzy z Kardiologicznego Centrum Dziecięcego w niemieckim Giessen. Tam okazało się, że można mu pomóc. W kwietniu wszczepiono mu rozrusznik serca z defibrylatorem. Już trzy miesiące później, gdy serce chłopca się zatrzymało - rozrusznik uratował mu życie.

Patrz też: Nikt go nie chce, bo jest chory

Dziś serduszko Mariusza bije zaledwie w 17 procentach. Konieczny jest pilny przeszczep w Niemczech. Jego koszt to 60 tysięcy euro. Bezrobotnym rodzicom chłopca, dzięki ludziom dobrej woli, udało się zebrać połowę tej kwoty. Lekarze z Giessen zdecydowali, że nawet gdy rodzice nie uzbierają całej sumy, to i tak zabieg przeprowadzą. - Później będziemy się martwić, jak to spłacić - mówią rodzice.

Ale jest i drugi problem. Roczny koszt kuracji po przeszczepie to 20 tysięcy euro. Tymczasem Narodowy Fundusz Zdrowia wciąż waha się, czy zrefundować chłopcu leczenie. Jeżeli decyzja będzie odmowna, chłopca czeka najgorsze...

Mariusz jest pod opieką fundacji Gajusz (nr KRS 0000109866) z Łodzi. Możesz pomóc uratować mu życie, wpłacając 1% podatku. Możesz również przekazać darowiznę na jego subkonto:

57 1560 0013 2026 0000 8891 1025

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki