Reforma szkolnictwa. Prof. Andrzej Nowak: Zbyt wiele absurdów

2011-03-28 4:00

Na temat reformy szkolnictwa wyższego przepytaliśmy prof. Nowaka, historyka PAN. - Minister chce naśladować naukę anglosaską, niemal z dnia na dzień. Nie chce jednak wprowadzić tego, na czym ten system w USA i Wielkiej Brytanii się opiera, czyli pieniędzy - mówi.

"Super Express": - Minister Kudrycka zamierza przeprowadzić reformę szkolnictwa wyższego. Nowa ustawa wywołuje jednak sprzeczne opinie.

Prof. Andrzej Nowak: - Skutki trendu, który odbija ta ustawa, możemy już obserwować w kilku krajach. I nie jest dobrze. Demagogicznie przedstawia się reformę jako przybliżająca nas do światowej czołówki. Ale to bzdura. Minister chce naśladować naukę anglosaską, niemal z dnia na dzień. Nie chce jednak wprowadzić tego, na czym ten system w USA i Wielkiej Brytanii się opiera, czyli pieniędzy. I to nie na poziomie 0,7 proc. PKB jak dziś. Minister miesza herbatę bez cukru, mając nadzieję, że będzie kiedyś słodsza.

- Premier Tusk podkreślał, że wzrost dochodów naukowców i nauczycieli akademickich będzie dla niego priorytetem.

- Powodzenia. Nie tak dawno zostałem profesorem zwyczajnym. To szczyt kariery naukowej w Polsce po około 30 latach pracy. Pensja? 2,8 tys. zł brutto. W Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk. Nie żartuję, służę kopią, jeżeli ktoś nie wierzy. Czy w tej sytuacji deklarowana w ustawie walka z wieloetatowością jest do wygrania?

Przeczytaj koniecznie: Donald Tusk na Drugim Śniadaniu Mistrzów: Boję się słabości własnej i SŁABOŚCI PO

- Poprawie sytuacji ma służyć system grantów.

- Kryje się za nim wiele niebezpieczeństw. Po pierwsze, wprowadza wyścig szczurów. W nauce nie jest to dobry pomysł. W W. Brytanii zaczęła się dyskusja o złych skutkach tego systemu grantów. Narzuca pewne mody intelektualne, do których nauka musi się dostosować. Inne przepisy reformy też są jednak groźne. Choćby założenia dotyczące nauk humanistycznych nie przystają do prac badawczych. Głównym kryterium stają się punkty uzyskiwane dzięki publikacjom. Lista czasopism proponowana przez minister zakłada głównie pisma anglosaskie. Zazwyczaj z nauk ścisłych bądź przyrodniczych. Nacisk, żeby wszystko było po angielsku, jest bez sensu.

- Wiązała się z tym idea umiędzynarodowienia naukowców...

- Nie mam z tym problemów, wykładałem na brytyjskich i amerykańskich uczelniach. Ale jaki jest sens walki o publikację w periodykach brytyjskich pracy kogoś, kto zajmuje się sprawami interesującymi tylko Polaków? Takie zapisy ograniczą możliwości awansu naukowego nawet najzdolniejszym. Otwierajmy naszą naukę na świat, ale z głową.

- A propos najzdolniejszych - reforma ma ułatwić awans naukowy.

- Wprowadza jednak wiele niebezpiecznych furtek. Pozwala np. uzyskać doktorat, nie będąc magistrem. To przecież absurd. Przy habilitacji znosi się wymóg poważniejszych prac, jak książki, obstając przy artykułach. Poważna praca naukowa może zatem przekreślić szanse awansu. Nie będzie przy niej czasu na "trzaskanie" artykulików. Skandaliczny jest też zapis, że rektor może wyrzucić profesora swoją decyzją, bez zgody ciała kolegialnego. Przecież to sytuacja jak z marca 1968! Według ustawy może to zrobić z dowolnych powodów, zapisanych jako "inne ważne". W ogóle absurdy kumulują się właśnie przy profesurach.

- Co pan ma na myśli?

- Wprowadzono wymóg wypromowania trzech doktorów oraz recenzowania kilku doktoratów i habilitacji. Rząd zapomniał, że w nauce są też wąskie specjalizacje. Nauka generalnie zmierza w kierunku wąskich specjalizacji. Reforma idzie wbrew temu kierunkowi. Weźmy np. sumerologów. W Polsce jest ich może dwóch. Choćby nie wiem, jak wybitni, nie spełnią wymogów ustawy nawet w całym swoim życiu naukowym! Ustawa dorzuca też, by przyszły profesor wykazał się kierowaniem jednym z grantów UE. Świadczy to o oderwaniu od rzeczywistości autorów reformy. Grantów jest niewiele, a zachodni naukowcy nie zgadzają się na podporządkowywanie tym ze Wschodu. Tego nie przeskoczy się nakazami rządu, tylko żmudną pracą.

- Przedstawiciele świata nauki uczestniczyli podobno w pracach nad ustawą...

- Oczywiście znajdzie pan zwolenników ustawy, np. na dużych wydziałach, jak chemia. Generalnie wśród nauk ścisłych i części przyrodniczych. Świadomość słabości obecnego systemu jest powszechna. Więcej zwolenników tej reformy jest też na uczelniach prywatnych, bo po prostu im sprzyja. Dzieląc środowisko naukowe.

Prof. Andrzej Nowak

Historyk, wykładowca UJ i PAN

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki