Gdy Piotr Charytoniuk (84 l.) z Białegostoku słyszy takie rady, burzy się w nim krew. Starszy pan od ponad dwóch lat ma skierowanie na operację zaćmy. - Jestem już prawie ślepy. Po dwóch latach czekania miałem mieć zabieg w październiku. Teraz dowiaduję się, że na początku przyszłego roku powiadomią mnie o nowym terminie. Córka szukała mi miejsca w jakimś szpitalu poza miejscem zamieszkania, ale nie znalazła - denerwuje się pan Charytoniuk. Mężczyzna powinien mieć wykonaną operację w Szpitalu Wojewódzkim w Białymstoku. Niestety, w lipcu w placówce skończyły się pieniądze na operacje zaćmy. Od sierpnia 25-łóżkowy oddział chorób oczu świeci pustkami. W ostatni weekend przebywało tam tylko pięciu chorych, którymi opiekowało się aż pięciu lekarzy! - Mamy dobrze wyposażony szpital, mamy lekarzy. No i są chorzy, którym musimy odmówić, bo nie mamy ich za co leczyć. To jest bez sensu - załamuje ręce dr Jan Grochowski (48 l.), ordynator oddziału chorób oczu.
Z każdym dniem przybywa w Polsce szpitali, które wstrzymują przyjęcia chorych. Takich placówek w całym kraju jest już co najmniej 40. Przyjmowane są tylko kobiety w ciąży, dzieci i pacjenci z bezpośrednim zagrożeniem życia. Dyrektorzy tłumaczą, że brak im pieniędzy na leczenie. - Pieniędzy może zabraknąć na zakup samolotów, ale nie na operacje - oburza się Stanisław Maćkowiak (55 l.), prezes Federacji Pacjentów Polskich. - W Polsce funkcjonuje ok. 800 szpitali, zatem nawet jeśli 40 z nich ograniczy przyjęcia, to pacjenci mogą skorzystać z usług pozostałych - tłumaczy bezczelnie Edyta Grabowska-Woźniak, rzecznik NFZ.