Warszawa zatopiona

2008-08-18 4:00

Zalane wodą tunele i popękane jezdnie. Weekendowe nawałnice sparaliżowały stolicę.

150 interwencji straży pożarnej, zalane ulice i tunele, trzy samochody przygniecione przez drzewa, zerwanych 9 linii energetycznych. To bilans weekendowych burz w stolicy. Szczęście w nieszczęściu - nie ucierpiał żaden człowiek.

Taka nawałnica dawno nie przetoczyła się przez Warszawę. Największy deszcz spadł w piątek i sobotę wieczorem. Nad miastem zawisły czarne chmury, a ulice spowiły egipskie ciemności. Deszcz był tak intensywny, że rynny przestały przyjmować wodę. Momentalnie zapchały się też studzienki kanalizacyjne. Pierwsze wodą zapełniły się tunele na al. Prymasa Tysiąclecia, przy Dworcu Zachodnim. Samochody tonęły w deszczówce, która zakrywała im koła i podwozia. Do środka pojazdów wlewała się woda. Co sprytniejsi kierowcy przeprawiali się samym skrajem tunelu, gdzie poziom wody był niższy. Podobnie krytyczna sytuacja była w tunelu pod torami kolejowymi przy Globusowej. Przejeżdżali tamtędy tylko najodważniejsi kierowcy, bo do przeprawy najodpowiedniejsza byłaby tutaj amfibia. Powodem powodzi były oczywiście zatkane studzienki. Straż miejska wytyczyła objazdy, a około 2 w nocy pojawili się na miejscu strażacy i odetkali studzienki.

- Mieliśmy w ten weekend aż 150 interwencji, w tym 82 spowodowane silnym wiatrem, czyli głównie usuwanie konarów drzew i gałęzi, oraz 68 interwencji związanych z intensywnymi opadami deszczu - mówi aspirant Artur Laudy z biura prasowego stołecznej straży pożarnej. - Głównie wypompowywaliśmy wodę z piwnic, prywatnych posesji, komórek czy też szybów windowych. Na szczęście podczas burz nic się nikomu nie stało - dodaje.

Choć mogło dojść do prawdziwej tragedii w sobotę o godz. 19.30 przy ul. Potockiej. Na samochód renault thalia zwaliło się drzewo. Na szczęście kierowca i pasażer zdążyli uciec z pojazdu. Chwilę strachu przeżyła również Joanna Broczek, która w sobotę rano wyszła z synkiem Emilkiem do sklepu. Kiedy przechodziła ul. Stępińską, nagle jej dziecko zapadło się pod ziemię. I to dosłownie. Emilek wpadł do dziury w chodniku, która była efektem piątkowej burzy. Woda podmyła chodnik i ten się zawalił, gdy przechodził po nim chłopiec.

- Po burzy mieliśmy sporo wezwań - mówi podinspektor Artur Adamiak ze służby dyżurnej miasta. - Wiatr i deszcz zerwały 9 linii energetycznych, zablokowały cztery torowiska tramwajowe i uszkodziły kilkanaście sygnalizacji świetlnych i znaków - dodaje. Do tego jeszcze zalane ulice: Angorska, Antoniewska, Trakt Lubelski i Emilii Plater przy Dworcu Centralnym.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki