Zginął bo zwrócił uwagę bandytom

2009-01-13 3:00

Ile trzeba mieć w sobie odwagi, żeby podjąć walkę z bezczelnymi bandytami? Odważnemu Janowi Rosiowi (66 l.) ze Świnoujścia determinacji nie brakowało. Gdy tylko słyszał kolejną awanturę rozgrywającą się w kamienicy przy ul. Hołdu Pruskiego, w której mieszkał - od razu interweniował w imieniu wszystkich uciśnionych mieszkańców.

Mężczyzna nieustannie narażał swoje życie, bo myślał, że w końcu uda mu się zwalczyć zwyrodniałych awanturników. Aż w końcu podczas jednej z kolejnych przepychanek, do której doszło na klatce schodowej, pan Jan został bestialsko zabity.

- Dziadek zszedł do sąsiadki, bo na dole było słychać awanturę - opowiada wstrząśnięta Karolina Siedlewska (24 l.). Gdy pan Jan próbował uspokoić awanturujących się na korytarzu "sąsiadów", czyli rodzinę państwa K. i ich gościa, doszło do szamotaniny. W pewnym momencie emeryt został zepchnięty ze schodów przez Stanisława Z. (48 l.), jednego ze znanych w okolicy bandytów. Już po chwili na miejscu byli policjanci i pogotowie. Napastnik został aresztowany, ale niestety szybko okazało się, że pan Jan w wyniku upadku doznał rozległego urazu czaszki i kręgosłupa. Mimo starań lekarzy w szpitalu stwierdzono całkowitą śmierć mózgu i za zgodą rodziny mężczyznę odłączono od aparatury. - Jak ja teraz będę sama żyć?! - rozpacza Krystyna Roś (61 l.), wdowa, wpatrując się w zdjęcie zabitego męża. - Nie ma sprawiedliwości na tym świecie! Oprawcy mojego męża grozi tylko 12 lat więzienia... - mówi roztrzęsiona kobieta.

- Jasiek zginął, bo nie dał się sterroryzować przez bandytów - mówi Andrzej Garbacz, jeden z sąsiadów pana Jana. Odkąd do jednego z mieszkań przy ul. Hołdu Pruskiego wprowadziła się rodzina państwa K., zaczęły się notoryczne awantury i burdy. - Na ulicy pojawili się bandyci. Dwóch synów państwa K. zaczęło nadużywać narkotyków. Rozpoczęło się prawdziwe piekło! - opowiada Andrzej Garbacz (52 l.). - Wandale zaczęli demolować ulicę, pobili jednego z sąsiadów i z dnia na dzień dopuszczali się coraz gorszych występków, które uchodziły im płazem - podkreśla załamany mężczyzna. Ani policja, ani urząd miasta nic nie zrobili, by terroryzowanym ludziom w jakikolwiek sposób pomóc. Właśnie przez ich ignorancję zginął niewinny człowiek.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki