Żuk

i

Autor: Zofia Dąbrowska

Żuk król dróg! 20 lat temu zakończono produkcję Żuka

2018-02-13 16:20

Od tego dnia minęło już 20 lat! 13 lutego 1998 roku wyprodukowano ostatni egzemplarz samochodu Żuk.

Dzień 13 lutego 1998 roku. Był akurat piątek. To nie mogło wróżyć nic dobrego. I faktycznie - właśnie wtedy z taśmy produkcyjnej w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie zjechał ostatni Żuk.

Początki polskiego dostawczaka sięgają 1956 roku, gdy powstały pierwsze prototypy. Produkcja seryjna ruszyła latem 1959 roku. Pierwsze Żuki nazywane były Smutkami z powodu, by tak rzec, wyrazu maski. A czemu "Żuk"? Na ten temat krąży wiele różnych teorii. Bo uwija się jak pracowity owad. Bo sylwetką przypominał trochę owada. Wreszcie dlatego, że był w paski. Pierwszy Żuk w zielono-srebrne! Charakterystyczne pasiaste przetłoczenia przetrwały modernizację kabiny w 1973 roku. Żuczek produkowany już po tych zmianach nazywany jest w odróżnieniu od Smutka, Naiwniakiem. Znów ten wyraz maski! Może naiwny, ale jaki sympatyczny.

Pierwsze Żuki miały jeszcze dolnozaworowy silnik benzynowy M-20, ten sam, który montowano w Warszawie, pomijając Warszawę 223. Dopiero w 1966 roku wprowadzono silniki S-21. Miała je Warszawa 224, a także Nyska czy część Tarpanów. Dopiero w 1991 roku w Żukach zaczęto montować także silnik wysokoprężny 4C90 Andoria.

Przeczytaj też: Sebastian Kulczyk kupił Poloneza!

Powstawało wiele różnych wersji nadwozi, od Żuków skrzyniowych, przez pick-upy, furgony, wersje pożarnicze, chłodnie, z podwójną kabiną, oświetleniowe czy przystosowane do wożenia specyficznych ładunków, jak typy "Pieczywo" czy "Odzież". Były nawet tak zwane Żuki Pegazy w charakterystycznym buro-niebieskim kolorze. Powstawały niestety z myślą o ZOMO - do naszych czasów dotrwał w oryginale jeden egzemplarz. Godną wspomnienia ciekawostką są niecodzienne samoróbki, jak lawety czy Żuk ciągnik siodłowy, który powstał w Bieszczadach i niedawno trafił do Warszawy.

Żuki były na naszych ulicach wszechobecne! Wyjście z domu wręcz gwarantowało takie spotkanie - co to były za piękne czasy, oczywiście niemal wyłącznie pod tym względem! Dziś spotkanie Żuka to rzadkość, choć na szczęście wciąż nie jest to biały kruk. Sporo Żuków wciąż jeździ i normalnie pracuje. Sporadycznie można spotkać nawet zatrudnione Smutki, ale oczywiście dominują Naiwniaki. Najwięcej szczęścia miały Żuki pożarnicze. Mają z oczywistych względów najmniejsze przebiegi, były zazwyczaj garażowane i są przeważnie w dobrym stanie. Można to zresztą powiedzieć o wszelakich "pracujących klasykach". Nasze OSP to wciąż prawdziwe skarbnice, jeśli chodzi o te pojazdy.

Poza Żukami "prawdziwkami", które oglądamy jeszcze czasem na targach czy w Ochotniczych Strażach Pożarnych, są jeszcze Żuki kupowane przez pasjonatów dawnej motoryzacji. W ostatnich latach doczekaliśmy na szczęście mody na Żuki. Miłośnicy klasyków zaczęli dostrzegać klasyczne dostawczaki i ciężarówki. Powstają kampery, foodtrucki, Żuki tłumnie pojawiają się na takich imprezach, jak Złombol. Do popularyzacji tematu przyczynił się organizowany od paru lat i planowany również w tym roku Rajd Żuka. Pojazdy są ratowane od złomu czy wyciągane po latach ze stodoły, odnawiane i nierzadko trafiają na kochających właścicieli. Życie codzienne z Żukiem wymaga cierpliwości i wiedzy, ale warto się poświęcać dla Króla Dróg, jakim był, a dla wielu wciąż jest Żuk.

Bądź na bieżąco z motoryzacją. Polub nas na Facebooku

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki