Czerwone sportowe... kombi

2008-07-17 14:50

Mercedes klasy C to samochód, który zarabia na pensje pracowników Daimlera. W Niemczech bije rekordy sprzedaży. W Polsce cieszyć się nim będą tylko bogaci... a szkoda.

Mercedesy postrzegane są jako wielkie, luksusowe limuzyny. Dla wielu osób są też jednak przerażająco nudne. Niektórzy mawiają nawet, że Mercedes jest równie piękny jak Mur Berliński i równie porywający co Reichstag. Większość widywanych na ulicy aut tej marki to srebrne, czarne lub granatowe limuzyny. Nie zwracają uwagi gapiów, a kierowca i pasażerowie są skutecznie izolowani od zewnętrznego świata przez luksusowe wnętrze.

Mercedes jednak może być ciekawym, zwracającym uwagę autem. Nie musi nawet do tego celu być dwuosobowym kabrioletem z twardym dachem, silnikiem V8 i znaczkiem AMG. Wystarczy delikatny pakiet stylistyczny i czerwony metalik, a nawet zwykła C-klasa kombi staje się jeżdżącą sportową błyskotką.

Okręt flagowy
Piszę "zwykła", bowiem klasa C to od wielu lat okręt flagowy koncernu Daimlera. Auta takie jak klasa S, czy modele AMG to gwiazdy, na które ciężko pracuje właśnie klasa C. Liczby mówią same za siebie: do 1982 roku sprzedało się już 25 milionów tych aut. Zakładając, że salony są otwarte osiem godzin dziennie, jedna C klasa kupowana jest co każde dwie minuty.

Samochód, który otrzymaliśmy do testów, to niesamowicie stylowa C-klasa W204 kombi z silnikiem 1.8 Kompressor, w usportowionej wersji Avantgarde z pakietem AMG. Przy okazji jest to jeden z tańszych Mercedesów: C-klasę 180K kupić można od 124 tysięcy złotych, choć za tą cenę dostaniemy tylko cztery koła, fotele i silnik. W testowanym modelu znalazło się jeszcze wyposażenie dodatkowe za prawie 40 tysięcy złotych.

C-klasa w cenie 12 metrów
W zamian za cenę połowy małej kawalerki w Warszawie dostajemy samochód, który jest motoryzacyjną nirwaną. Wnętrze jest niesamowicie wygodne i doskonale przemyślane. W innych samochodach rzadko się zdarza, aby każdy, drobny nawet detal, był po prostu funkcjonalny i użyteczny. Niestety, podczas gdy wnętrze bryluje detalami, to zawodzi jednak trochę, kiedy przyjdzie do oceny całości: w środku jest trochę ciasno. Dwójka wysokich ludzi, po ustawieniu sobie foteli "pod siebie" stworzy coś w rodzaju dwuosobowego kombi, bowiem na tylnej kanapie będzie miejsce już tylko dla kogoś pozbawionego nóg. Dwie osoby z przodu będą jednak cieszyć się w dużym komfortem.

150-konny silnik jest niezwykle elastyczny. Nie jest może demonem prędkości, jednak nawet pomimo manualnej 6-biegowej skrzyni biegów (chodzącej zresztą bezbłędnie) czasem ma się wrażenie podróżowania automatem. Nawet na piątym/szóstym biegu, przy 1500 obrotach na minutę, przyspieszenie czuć dość wyraźnie, a silnik nie wpada w drgania. Wszystko to tak naprawdę zasługa mechanicznego kompresora, który sprawił, że jednostka ta może konkurować z turbodieslami w kategorii momentu obrotowego. Na dodatek przyspieszać możemy płynnie od 2 aż do 5-6 tysięcy obrotów. Później krzywa mocy nieznacznie spada i nie ryzykujemy czołowego spotkania podczas wyprzedzania. Spalanie nie jest wielkie jak na samochód tej klasy: spokojny kierowca bez problemu zejdzie w mieście poniżej 11 litrów na sto kilometrów. To dużo... ale tylko dla zwykłego człowieka. Osoba, która może sobie pozwolić w Polsce na C-klasę, na stacji benzynowej będzie zostawiać swoje drobne.

Samochód do wożenia... się
Możemy się dalej rozpisywać o doskonałych właściwościach jezdnych, o dobrze zestrojonym zawieszeniu, bardzo precyzyjnym (i czułym) układzie kierowniczym i promieniu zawracania mniejszym niż wiele aut kompaktowych. Nie to jest jednak sednem tego samochodu. Mercedes klasy C może i nie cieszy się prestiżem E klasy i poziomem komfortu klasy S, jednak poruszanie się nim to czysta przyjemność. Mocniejsze silniki oferują o wiele lepsze osiągi, lecz nawet powolna i spokojna jazda sprawia przyjemność porównywalną ze spożywaniem smacznej kolacji w drogiej restauracji. Dla pracującego człowieka C-klasa staje się przedłużeniem wygodnej kanapy w salonie. Wychodząc z pracy zaczynamy wypoczywać już w samochodzie, wracając do domu niespiesznym, relaksującym tempem. Potem, w domu, po prostu przenosimy się na sofę. Gdyby ktoś zawiązałby wam oczy, nie poczulibyście zbyt wielkiej różnicy.

Niestety ma to i swoje ciemne strony: ilość elektroniki chroniącej kierowcę (głównie przed sobą samym) jest dość pokaźna, na dodatek przycisk "ESP Off" dość mało smacznym żartem. Po jego wciśnięciu właściwie niewiele się zmienia. Elektronika pozwala wtedy na poślizg tylnych kół, wystarczy jednak tylko, aby tył samochodu wyjechał na bok, a już od razu działała boczna stabilizacja. Próby postawienia auta w kontrolowany poślizg na prawie każdej nawierzchni (suchy i mokry asfalt, a także szuter) kończyła się niepowodzeniem. Auta rodzinne Mercedesa mają jednak reputację samochodów bardzo bezpiecznych i wygodnych, którą muszą podtrzymać.

Kasa za klasę
Werdykt? C-klasa to fantastyczny samochód. Jest wygodny (choć wnętrze mogłoby być większe), dość luksusowy, ma długą listą kosztownych opcji (choć przemyślanych) mnogość wersji silnikowych (od 180K aż po 272-konną 350-tkę). Jeśli wybierzecie czerwony metalik w wersji Avantgarde, to na dodatek będzie to wóz o sportowym zacięciu, zwracający na siebie uwagę.

Niestety, sprzedaż C-klasy w Polsce nie jest i na razie nie będzie duża. Problem jednak tkwi w niskich zarobkach żyjących tu ludzi: podczas gdy w Niemczech na kupno nowej C-klasy pozwolić może sobie większość ludzi klasy średniej, to w Polsce auto za ponad 120 tysięcy złotych pozostaje w zasięgu tylko ludzi majętnych. Na szczęście już niedługo "zaczną się dziać" cuda premiera Donalda Tuska...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki