Wielki SUV, mały bak

Hyundai Santa Fe Plug-in Hybrid. Te dwa światy do siebie nie pasują - TEST

2022-10-18 14:17

Hybrydy plug-in (PHEV), są trochę jak wersje demo aut elektrycznych - połączenie spalinowej motoryzacji, jaką od zawsze znamy, z bezemisyjną przyszłością. Na krótkich trasach cieszymy się ciszą i komfortem jadąc na prądzie, a w trasie nie rezygnujemy z wolności, jaką dają auta spalinowe. Czy taki napęd pasuje do każdego auta? Hyundai Santa Fe Plug-in Hybrid, którym pojechałem do Pragi pozwala przypuszczać, że nie do końca.

TEST - Hyundai Santa Fe Plug-in Hybrid

Wielki, przestronny i luksusowy. Hyundai Santa Fe to kawał SUV-a, który w europejskiej ofercie koreańskiego producenta zajmuje zaszczytne miejsce. W wyniku modernizacji, która miała miejsce w połowie 2020 roku, rodzinny flagowiec zyskał groźniejsze spojrzenie, gigantyczny grill, bardziej spójny pas tylny, podkreślające jego status 20-calowe felgi typu monoblock, i co najważniejsze, kompletnie nowe wnętrze z większymi ekranami i wysoko poprowadzonym tunelem, który oddziela pasażerów niezliczoną ilością fizycznych przycisków. Mówiąc w skrócie, koreański wypas. Niestety, ten lifting ma też drugą stronę medalu.

Lifting przyniósł też złe wieści

Zmiana nadwozia i kokpitu była dopiero początkiem, bowiem niedługo później z oferty zaczęły znikać jednostki, które rozkochały w sobie klientów. Mowa tu oczywiście o “ropniakach” tj. 2.0 CRDi (185 KM) i 2.2 CRDi (200 KM), które współpracowały z 8-biegowym automatem i przenosiły moment obrotowy na wszystkie cztery koła. Przed kuracją odmładzającą w ofercie figurował także wysokoprężny motor o mocy 150 KM, z manualną skrzynią i napędem na przednią oś, ale taki duet, w tak wielkim aucie, nie cieszył się dużym zainteresowaniem. 

Finalnie oszczędne i dynamiczne diesle zostały na dobre zastąpione dwiema hybrydami, których podstawą jest benzynowy silnik 1.6 T-GDI - zwykłą (HEV) oraz tą ładowaną z gniazdka (PHEV). W nasze ręce trafiła ta druga, która na pełnych akumulatorach potrafi, według testów WLTP, pokonać nawet do 60 km całkowicie bezemisyjnie. Na krótkich dystansach auto jeździło o kropelce, ale nie potrwało to długo, bo...

Hyundai Santa Fe został stworzony do długich wojaży

Koreański mastodont został stworzony z myślą o długich i komfortowych podróżach. Świadczą o tym już chociażby same rozmiary. Ponieważ Santa Fe ma 4785 mm długości, a rozstaw osi mierzy 2765 mm, wobec czego kabina przewiduje miejsce nawet dla 6 lub 7 pasażerów. Domyślnie miejsc siedzących jest pięć, a tylną kanapę (60:40) i jej oparcia, w zależności od potrzeb, można przesuwać, pochylać i składać, co pozwala zwiększyć już sporą przestrzeń bagażową (831 litrów dla wersji 5-os.).

Miejsca nie brakuje też na nogi, barki czy nad głowami, bo to naprawdę kolosalnie duża kabina. Gdyby jednak ktoś bardzo ważny miał potrzebę wyprostowania nóg, fotel pasażera przedniego rzędu można regulować przyciskami na wewnętrznym boczku. Po wsunięciu go do samego końca, mamy niewiele mniej miejsca, niż w Mercedesie Klasy S Long. Wówczas do pełni szczęścia brakuje już tylko podnóżka.

W długich wojażach pomagają obszerne fotele (wentylowane i podgrzewane), 2-strefowa klimatyzacja, szereg gniazd USB oraz klasyczne gniazdko 230V podarowane pasażerom tylnego rzędu. Osoby podróżujące z tyłu mają również 2-stopniowo podgrzewane fotele, szeroki podłokietnik z uchwytami na kubki i trochę miejsca w drzwiach na przechowywanie mniejszych szpargałów.

Te dwa światy do siebie nie pasują

W broszurach przeczytamy, że Hyundai Santa Fe Plug-in Hybrid to świetne połączenie dwóch światów - mobilności, jaką od zawsze znamy, z bezemisyjną przyszłością. Można więc pomyśleć, że jazda PHEV-em to same korzyści. Cóż, do takich aut trzeba podejść z kalkulatorem i odpowiednimi nawykami. Podczas długiej podróży, w trakcie której pokonałem 1500 km, przekonałem się, że nie każdy model sprawdza się w roli ekologicznego plug-ina.

Zatankowany "po korek" Hyundai Santa Fe Plug-in Hybrid pokazał, że następny posiłek będzie musiał zjeść za ok. 650 km. Niestety, tak tylko mu się wydawało, bowiem zasięg przy stałej prędkości zaczął spadać szybciej, niż szybko. Rozpędzony do przepisowych wartości autostradowych kolos wciągał na "setkę" ponad 9 litrów, co w połączeniu ze skromnym bakiem paliwa (47 litrów PHEV, 67 litrów HEV), przekładało się na zasięg ok. 500 km.

Sorry Santa Fe, PHEV-y w trasie nie mają sensu

Przez ponad 7 godzin w trasie nie miałem chwili, żeby podładować samochód. A nawet gdybym znalazł na to czas i miejsce, katalogowe 60 km zasięgu zniknęłoby na autostradzie w mgnieniu oka, a finalnie nie polepszyłoby znacznie średniego spalania. W zamian natomiast dostałem mniejszy o 20 litrów bak i ciężką baterię, którą woziłem ze sobą przez granice państw. Gdzie zatem docenimy hybrydę plug-in?

Oczywiście w mieście i na jego obrzeżach, gdy korki i krótkie dystanse możemy pokonywać bez kropelki paliwa. Wówczas średnie zużycie potrafi wynieść okrągłe zero. Gdy jednak prądu zabraknie, auto utrzyma poziom naładowania baterii w granicach 10-15 proc. aby zawsze móc ruszyć i podjechać na prądzie - zupełnie jak klasyczna hybryda. Wtedy, jeśli będziemy łagodnie obchodzić się z pedałem gazu, powinno nam się udać zejść poniżej 7 l/100 km.

Mimo wszystko Santa Fe oferuje wiele dobrego

Ustaliliśmy już, że w tak wielkim aucie hybrydowe napędy typu plug-in się nie sprawdzają. Teraz wypadałoby zatem opowiedzieć trochę o rzeczach, którymi Santa Fe potrafi poprawić samopoczucie pomiędzy wizytami na stacjach benzynowych. Zaraz obok przyjemnie współpracującego i niepozbawionego informacji układu kierowniczego, mięciutkiego ale zwartego "zawiasu", wspomniałbym o wykończeniu kabiny - jest lepiej niż dobrze.

Owszem, znajdą się miejsca, gdzie projektanci szukali oszczędności, jednak większość z tych elementów, które otaczają kierowcę, są miękkie lub obszyte skórą, i co najważniejsze, nie wydają z siebie niepokojących odgłosów. Wisienką na torcie jest ciemna podsufitka z Alcantary. Materiał jest tak przyjemny w dotyku, że chciałoby się na nim położyć.

Hyundai Santa Fe Plug-in Hybrid. Czy warto związać się z gniazdkiem?

Hybrydy plug-in mają to do siebie, że czerpać z nich pełne korzyści można tylko wtedy, gdy regularnie je ładujemy. Na długiej trasie do innego kraju to niemożliwe, wobec czego w takim scenariuszu wozimy tylko niepotrzebny balast w postaci litowo-jonowej baterii. Sprawy mają się inaczej, jeśli autem częściej jeździmy po mieście, niż po autostradzie. Wówczas, jeśli systematycznie będziemy go "dokarmiać", odwdzięczy się niskim lub nawet zerowym zużyciem paliwa.

Niemniej, przed wyłożeniem na stół blisko 260 tys. złotych, bowiem tyle kosztuje dziś Hyundai Santa Fe Plug-in Hybrid w odmianie Platinum, policzmy ile rocznie pokonujemy kilometrów i przeanalizujmy swoje nawyki. To pozwoli nam ustalić, gdzie i do czego potrzebujemy samochodu. Wielu klientów decyduje się na PHEV-y, a później żałuje, że nie ma gdzie i kiedy ich ładować, jednak kupili, bo byli ciekawi technologii. Nie bądź jak oni - w ofercie jest jeszcze zwykła hybryda (HEV), która nie ogranicza kierowcy w żaden sposób i choć jest nieco słabsza (230 KM zamiast 265 KM), dla wielu będzie znacznie lepszym wyborem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki