Prokuratura zdecydowała

Dwa pociągi jechały "na czołówkę". Czy mogło dojść do katastrofy? Jest decyzja w sprawie dyżurnych ruchu

Dwa pociągi wypełnione pasażerami jechały jednym torem naprzeciw siebie. Gdyby nie szybka reakcja maszynistów, mogłoby dojść do niewyobrażalnej katastrofy. Jest decyzja prokuratury w sprawie niebezpiecznego zdarzenia, do którego doszło pod Koszalinem.

Prokuratura Rejonowa w Koszalinie prowadziła śledztwo w sprawie zdarzenia, do którego doszło19 sierpnia 2021 roku. Na linii jednotorowej Koszalin-Białogard, naprzeciw siebie jechały dwa pociągi dalekobieżne relacji Szczecin-Olsztyn i Olsztyn-Szczecin, w których podróżowało około 500 osób. Maszyniści w porę zorientowali się, że jadą tym samym torem i zatrzymali składy w Dunowie, unikając czołowego zderzenia. Pociągi zostały skierowane na stację w Koszalinie.

Zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym w transporcie kolejowym postawiono dwóm dyżurnym ruchu ze stacji Koszalin i Nosówko. Obaj nie przyznali się do winy. Po blisko półtora roku od wszczęcia śledztwa, postępowanie zostało umorzone przez Prokuraturę Rejonową w Koszalinie. Kluczowa w tym przypadku była opinia biegłego z zakresu ruchu kolejowego. Obaj dyżurni zostali uwolnieni od stawianych wcześniej zarzutów.

- To była sytuacja nietypowa - mówi prok. Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. - Doszło do awarii automatyki kolejowej, awarii łączności, w związku z tym obaj dyżurni ruchu przeszli na łączność komórkową. Oni taką łączność nawiązali, ale ich rozmowy nie były już rejestrowane, a ich odtworzenie było niemożliwe.

Jak podkreśla prok. Gąsiorowski, dyżurni ruchu przekazali maszynistom pociągów informację o awarii, konieczności zachowania szczególnej ostrożności i stosowania się do instrukcji.

- Ta zobowiązywała do zmniejszenia prędkości pociągu do 40 km/h i uważnego obserwowania toru, by w razie zagrożenia, móc ewentualnie zatrzymać maszynę w bezpiecznej odległości - mówi prok. Gąsiorowski.

Maszyniści zastosowali się do procedur, dzięki czemu, gdy pociągi znalazły się na jednym torze naprzeciw siebie, zdążyli wyhamować i zachować bezpieczną odległość. Biegły uznał więc, że w tej konkretnej sytuacji nie było zagrożenia katastrofą w ruchu kolejowym.

- Maszyniści mieli wiedzę o awarii, zastosowali się do instrukcji i pociągi wyhamowały - dodaje prokurator.

W związku z tym, iż rozmowy między dyżurnymi i maszynistami nie były rejestrowane, nie można ustalić, komu przypisać winę za to, że dwa pociągi znalazły się na jednym torze.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki