Strach - co sprawia, że się boimy? Rodzaje strachu i metody leczenia

i

Autor: thinkstockphotos.com

Kraków: Wezwała inspektorów do tajemniczego stwora. Byli w szoku, gdy odkryli prawdę

2021-04-14 13:31

O niezwykłym incydencie poinformowało dziś Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Jak podaje KTOZ, przerażona mieszkanka jednego z krakowskich osiedli zawiadomiła o pojawieniu się legwana na drzewie naprzeciwko jej bloku. Inspektorzy nie mogli uwierzyć, że w Krakowie znajdować się może tak egzotyczny gatunek. Po przybyciu na miejsce przeżyli oni jednak prawdziwy szok...

Na facebookowym profilu Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami pojawiła się dziś niezwykła i wciągająca historia jednej z interwencji, której zakończenie może wprawić w prawdziwe osłupienie.

Czytaj też: Kraków: Przełom?! Trzy masowe punkty szczepień przeciw koronawirusowi

Trzymająca w napięciu relacja inspektora Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, który został wezwany na miejsce: – Przyjedźcie i go zabierzcie! – w głosie dzwoniącej kobiety brzmi desperacja. – Ale kogo, proszę pani? – pytam – Tego stwora!!! Od dwóch dni siedzi na drzewie naprzeciwko bloku! Ludzie okien nie otwierają, bo się boją, że im to do domu wejdzie! – Ale co to jest, proszę pani? Może jakiś chory drapieżny ptak? – próbuję naprowadzić kobietę, w której głosie zdaje się rosnąć histeria. – Nie! To nie jest ptak! – A jak to coś wygląda? – dopytuję, bo chciałbym wiedzieć, czego się spodziewać. – Jest brązowe, siedzi na drzewie i to jest ten… noooo, ten.. lagun! – pani wykrzykuje zadowolona, że nareszcie przypomniała sobie właściwe słowo. Z trudem utrzymuję powagę. Lagun? Co to może być…? Może legwan? Rzucam okiem na kalendarz, ale dziś nie jest pierwszy kwietnia. – Tak, legwan! Siedzi tu od dwóch dni i wszyscy się go boją! To kiedy po niego przyjedziecie? – wizja ratunku wyraźnie wpływa na zanik histerii, zaś wzrost – entuzjazmu. Któżby się wszak nie cieszył wizytą dziarskich i dzielnych inspektorów – pogromców legwanów, późnych wnuków świętego Jerzego i szewczyka Dratewki…? Dopytuję jeszcze o dokładny adres i proszę panią o telefon kontaktowy, ale w tyle głowy kołacze mi nadal podejrzenie, że może to jednak spóźniony prima aprilis.? Skąd by się wziął legwan na krakowskim osiedlu? W dzień – jednak – dość chłodny mimo kalendarzowej wiosny? Lata pracy inspektorskiej nauczyły mnie jednak, że są ludzie skłonni w dowolny sposób pozbyć się każdego zwierzęcia, które sprawia jakiś kłopot. Albo się zwyczajnie znudzi. Mieliśmy wrzuconego na podwórko wieczorem starego jorka, ciężko chorego kota zostawionego w zamkniętym transporterze w wiacie śmietnikowej zimą, szczurki i chomiki z klateczką wyrzucone do śmieci, nawet rybki w ulicznym kuble…. Może ktoś wyrzucił legwana, ciekawe tylko jak ten stwór się czuje po dwóch nocach w minusowej temperaturze? Może siedzi na tym drzewie i się nie rusza, bo po prostu umarł.  

Czytaj też: Śniegi i mrozy zgotują nam pogodowy KOSZMAR! Gdzie będzie NAJGORZEJ? Prognoza szokuje

Jedziemy z koleżanką inspektorką i niezwykle starannie przeglądamy krzaczory za blokiem, którego adres nam podano. Nie znajdujemy legwana. Ani laguna. Dzwonimy do pani zgłaszającej. Miło czasem usłyszeć, jak ktoś się cieszy z naszego przyjazdu: – Jesteście na miejscu? Jak to dobrze! Dopytuję panią, czy legwan nadal siedzi tam, gdzie siedział. Okazuje się, że siedzi nadal, tak mniej więcej w połowie długości bloku „na tym, co kwitnie w maju” – precyzuje kobieta, ale nazwy drzewa czy krzewu przypomnieć sobie nie może. W maju kwitnie prawie wszystko, ale obstawiamy, że o bez chodzi (wiecie: „To był maj/ pachniała Saska Kępa/ szalonym, zielonym bzeeeeem”) i wybieramy się na poszukiwania. Rozglądamy się bacznie szukając pozamykanych ze strachu przed potworem okien. Okna jednak pootwierane – czyżby lagun zniknął? A może ludzie po prostu nie zdają sobie sprawy ze straszliwego, czyhającego na nich niebezpieczeństwa…? Rozglądamy się, rozglądamy i nagle…. Nagle…. Jest, mamy go! Brązowy stwór siedzi na gałęzi bzu, bez rośnie mniej więcej w połowie długości bloku, stwór siedzi i się nie rusza – dokładnie tak, jak opisała nam pani zgłaszająca. Jego brązowa skóra pobłyskuje w słońcu, choć gdzieniegdzie widać jakieś zmatowienia. Przyglądamy się dokładniej – biedak nie ma nóg ani głowy. Już wiemy, że stworowi, legwanowi, a raczej jednak – lagunowi pomóc nie jesteśmy w stanie. Trudno bowiem pomóc czemuś, co zostało wcześniej upieczone, bynajmniej nie w promieniach słonecznych. Trudno bowiem pomóc czemuś na widok czego prawie zwala nas z nóg… atak śmiechu. Owym tajemniczym lagunem – legwanem okazał się bowiem… croissant, rogalik z ciasta francuskiego. Wyleciał zapewne z któregoś okna (niech zgadnę: dla ptaszków zapewne rzucony, z dobroci serca nie popartej, niestety, jakimkolwiek pomyślunkiem) no i utknęło się biedakowi w rozwidleniu bzowych gałązek. Siedział tam sobie i całkiem ładnie wyglądał, uwalniał wyobraźnię, nabierał cech gadzich, już niemal się ruszał, już się szykował do inwazji, już zaczynał przypominać smocze dziecię, już drżały okoliczne dziewice…. 

Sonda
Koronawirus. Czy dzieci powinny już wrócić do nauki stacjonarnej w szkołach?
Policja informuje ludzi w Krakowie o konieczności pozostania w domu

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki