Pokój Zbrodni

17-letni Mateusz Haremza skatowany przez "kolegę". Dawid F. na kolanach błagał matkę ofiary o wybaczenie

2024-05-10 13:55

17-letni Mateusz Haremza został skatowany przez dwa lata starszego Dawida F. Nastolatkowie znali się, uchodzili za dobrych kolegów. Nikt nie podejrzewał, że poszkodowanego może ze strony oprawcy spotkać coś tak strasznego. Chłopak trafił do szpitala z potwornymi obrażeniami, ze zmasakrowaną głową i twarzą. Nie udało się go uratować. Miał za dwa tygodnie obchodzić 18. urodziny. Zamówiono już tort, zaproszono gości. Zamiast radosnego świętowania z powodu uzyskania pełnoletności, bliscy musieli zorganizować jego pogrzeb. Przyglądamy się tej sprawie w programie "Pokój Zbrodni".

Mateusz Haremza został znaleziony w jednym z mieszkań przy ulicy Cierpięgi w Gnieźnie, dokładnie w piątek, 12 listopada 2021 roku, w godzinach porannych. Coś miało mu się przytrafić w nocy z czwartku na piątek, czyli z 11 na 12 listopada. Pierwsze medialne doniesienia na ten temat mówiły o tym, że 17-latek w ciężkim stanie trafił do szpitala. Tego samego dnia, w tym samym miejscu, zatrzymano również 19-letniego Dawida F. Wtedy nie było jednak do końca wiadomo, czy ma coś wspólnego z tym, co stało się Mateuszowi. Nastolatkowie uchodzili za dobrych kolegów, znali się już od jakiegoś czasu.

Poszkodowany trafił pod opiekę lekarzy z bardzo poważnymi obrażeniami. Miał zmasakrowaną twarz i głowę. Medycy ze szpitala w Poznaniu robili, co w ich mocy, by uratować jego życie. Praktycznie od razu trafił na stół operacyjny, ale po kilku godzinach walki Mateusz Haremza zmarł. Dwa tygodnie później miał obchodzić swoje 18. urodziny. Jego bliscy mówili w mediach, że szykowali się do imprezy, zamówiono już tort i zaproszono gości. Zamiast radości z uzyskania pełnoletności, rodzina musiała zorganizować pogrzeb syna.

W międzyczasie śledczy prowadzili swoje działania. Komenda Powiatowa Policji w Gnieźnie poinformowała, że dzień po śmierci 17-latka, w sobotę, 13 listopada 2021 roku, o godz. 12:00 do Prokuratury Rejonowej został doprowadzony zatrzymany wcześniej Dawid F. Małgorzata Rezulak-Kustosz, prokurator z Gniezna, mówiła w rozmowie z „Głosem Wielkopolskim”, że 19-latek musi zostać przesłuchany i są prowadzone z nim „różne czynności”. Nie zdradzono jednak, jaki miały one charakter, ale nieoficjalne doniesienia mediów już wtedy ujawniały, że młody mężczyzna może mieć coś wspólnego z pobiciem i w efekcie ze śmiercią Mateusza.

W późniejszym etapie te wszystkie przypuszczenia się potwierdziły. Zdaniem prokuratury, to właśnie Dawid F. odpowiadał za stan 17-latka. Student Politechniki Poznańskiej miał skatować młodszego o dwa lata kolegę, którego dobrze znał. Prokuratura zdecydowała, że nie poprzestanie na postawieniu mu zarzutu pobicia ze skutkiem śmiertelnym. 19-latek usłyszał finalnie zarzut zabójstwa – popełnionego ze szczególnym okrucieństwem.

Matka ofiary, Marta Wiącek, w rozmowie z „Super Expressem” ujawniła, że jej syn był bardzo zaradny, ze smykałką do elektroniki i komputerów. Udało mu się dostać do pracy w hurtowni spożywczej. Mama uczyła go, że nie na wszystko rodzice dają pieniądze, że trzeba sobie radzić i czasem samemu coś zarobić, nawet w młodym wieku. Mateusz to rozumiał, chciał pracować. Był wesołym chłopakiem, nigdy nie odmawiał pomocy.

Tego dnia mówił jej, że wieczorem pójdzie do kolegi z klasy. Miała go odebrać od niego autem, ale ostatecznie Mateusz zapewnił, że przywiezie go inny kolega, Dawid F. Miał wrócić wcześniej, ale zaczął prosić mamę, by mógł zostać dłużej. Przeciągał, zbywał ją. Ostatni telefon odebrał o godzinie 2 w nocy. Obiecał, że za godzinę przyjedzie, lecz tak się nie stało. Pani Marta znowu wykręciła numer, tuż przed godziną piątą. Nie odebrał. Pomyślała, że postanowił nocować u Dawida, bo zdarzało mu się to w przyszłości. Napisała mu rano SMS-a, a po dziesiątej dostała telefon ze szpitala. Pojechała na miejsce, niemal wbiegła na oddział. Kiedy zobaczyła, w jakim stanie jest jej dziecko, nie mogła uwierzyć. - Ktoś zapytał mnie, czy to jest mój syn? Odpowiedziałam, że nie, że to nie jest moje dziecko. Nie poznałam go – opowiedziała w rozmowie z portalem „Moje Gniezno”. Dopiero tatuaż na ręce wszystko potwierdził.

Mateusz zmarł dokładnie o 16:45 – tej samej godzinie, w której się urodził. W rozmowie z „Super Expressem” pani Marta wyznała, jak mocno skatowany był chłopak, i jaki wstrząs przeżyła, gdy dowiedziała się, że miał do tego doprowadzić Dawid. W przeszłości syn osobiście opowiadał o koledze w samych superlatywach. - Dawid poszedł na studia, więc musiał mieć coś w głowie, dobrze się uczył. I tak skatował drugiego człowieka? Najbliższego kolegę? Dlaczego nie przestał go bić, jak Mateusz padł? Może gdyby przestał, to Mateusz by przeżył – wyznała kobieta reporterowi serwisu „Moje Gniezno”.

Co dokładnie wydarzyło się tej nocy? Dlaczego między kolegami doszło do awantury? Te pytania zadawali sobie wszyscy, którzy śledzili sprawę. Prokuratura Rejonowa w Gnieźnie ustaliła, że podejrzany Dawid F. przez dłuższy czas uderzał pokrzywdzonego w głowę i twarz. Nawet wtedy, kiedy 17-letni Mateusz był już bezbronny, sprawca nie przestawał. Bił bez opamiętania, jak w jakimś amoku. Biegli ocenili, że Dawid zadał ofierze przynajmniej 23 ciosy, w większości w głowę. To między innymi dlatego zdecydowano o zmianie kwalifikacji jego czynu. Pierwotnie Dawid F. usłyszał bowiem zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Ustalenia, jakie poczynili funkcjonariusze, sprawiły jednak, że 19-latkowi zaostrzono zarzuty i zmieniono kwalifikację na zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem.

Mundurowi długo badali ewentualne motywy, jakie stały za tym, co miał zrobić swojej ofierze oprawca. W ustaleniach pojawił się konflikt o pieniądze, a dokładnie o zaledwie 50 złotych. Sprawa była jednak na etapie ustalania i weryfikowania poszczególnych jej elementów. Lokalny portal „Moje Gniezno” podawał, że młodzi mężczyźni mieli pić razem alkohol. Niewykluczone, że na imprezie pojawiły się też środki odurzające. Wywiązała się kłótnia o pieniądze, które Mateusz miał rzekomo zabrać z portfela Dawida. 19-latek twierdził, że uderzył młodszego kolegę dwa razy ręką w twarz, w samoobronie, ale funkcjonariusze nie uwierzyli w jego zapewnienia. Gdy na miejscu pojawiła się policja, podejrzany próbował zacierać ślady - wycierał między innymi krew z podłogi.

To nie koniec, bo później na jaw zaczęły wychodzić coraz brutalniejsze detale dotyczące zbrodni. „Super Express” podawał na przykład, że 19-letni Dawid F. nie tylko skatował Mateusza, lecz swój atak nagrał telefonem. Potem zostawił nieprzytomnego chłopaka na pewną śmierć. Mimo że w przeszłości sprawca i ofiara się lubili, często spędzali wspólnie czas, to tym razem na imprezie doszło do rękoczynów. Karetkę pogotowia wezwał dziadek oprawcy, który przyszedł sprawdzić, co dzieje się w mieszkaniu pod nieobecność rodziców 19-latka. Nie wahał się zadzwonić na policję. Zapewne z niedowierzaniem obserwował to, co uczynił jego ukochany wnuk. Chciał jednak zrobić, co może, by pomóc Mateuszowi. Na ratunek niestety było już za późno.

Proces Dawida F. toczył się przed Sądem Okręgowym w Poznaniu. W czasie jego trwania 19-latek zeznawał, że na imprezie był alkohol, który pił razem z ofiarą. Twierdził, że poza napojami wyskokowymi, na stole leżały narkotyki i leki psychotropowe. - Gdy wyszedłem do toalety, po powrocie zauważyłem, że coś mi pływa w drinku i poczułem, że gorzko smakuje. Zobaczyłem też, że Mateusz ruszał mój portfel - twierdził oskarżony przed sądem. Powiedział o tym Mateuszowi, a ten miał się wściec. Dawid zeznał, że to ofiara jako pierwsza go uderzyła.

W trakcie pierwszego dnia procesu 19-latek postanowił również przeprosić rodzinę zabitego. Nagle uklęknął i błagał mamę Mateusza o wybaczenie. Kobieta wpadła wówczas w rozpacz. - Oddaj mi Mateusza – krzyczała do zabójcy swojego syna, a on odpowiadał, że nie chciał się z nim bić, że to był jego przyjaciel. - Przepraszam, bardzo przepraszam – powtarzał jak mantrę, lecz bliscy nie chcieli słuchać jego tłumaczeń i stwierdzili, że nigdy mu nie wybaczą.

Wyrok zapadł we wrześniu 2023 roku. Sędzia była przekonana, że faktycznie, zgodnie z zarzutami prokuratorskimi, mamy do czynienia z zabójstwem ze szczególnym okrucieństwem. Tym samym Dawid F. został skazany na 25 lat więzienia. Od wyroku się jednak odwołano. Prokuratura uważała, że 19-latek powinien usłyszeć wyrok dożywocia, ale prawo tego zabrania. Oskarżony był bowiem sądzony jako osoba młodociana – takie rozwiązania stosuje się w przypadku osób, które w chwili popełnienia czynu miały mniej niż 21 lat, a w chwili orzekania w sądzie pierwszej instancji nie ukończyły 24 lat. Maksymalny wyrok to wówczas 25 lat więzienia. Obrona twierdziła, że nawet taka kara jest zbyt surowa, ponieważ odbiera jej klientowi szansę na resocjalizację i powrót do życia w społeczeństwie.

Sprawa wróciła więc na wokandę w 2024 roku, a w kwietniu zapadł nowy, łagodniejszy wyrok. Sąd Apelacyjny zmienił kwalifikację prawną czynu, uznając, że nie doszło do zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, a do zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Dlaczego? Skład sędziowski stwierdził, że brakuje pewności, czy Dawid F. kopał kolegę po głowie, czy uderzał pięściami, choć lekarze we wcześniejszym etapie śledztwa nie mieli w tym zakresie wątpliwości. Tymczasem sąd podkreślał, że nie można wykluczyć, że ciosy były zadane „tylko ręką”.

Wyrok został zmieniony z 25 lat na 15 lat pozbawienia wolności. Mama Mateusza Haremzy w rozmowie z dziennikarką „Super Expressu” powiedziała, że nie może w to uwierzyć, ani się z tym pogodzić. - Nigdy nie wybaczę mu, że zabił mojego ukochanego syna – podkreśliła ponownie.

Istnieje jeszcze możliwość wniesienia kasacji w sprawie tego wyroku, ale gdy nagrywaliśmy ten odcinek programu, strony jeszcze nie zadeklarowały się, czy rzeczywiście to zrobią.

Jeśli się na to zdecydują, sprawa być może znów ruszy, a jeśli nie, to wyrok sądu apelacyjnego pozostanie w mocy i Dawid F. za zabójstwo Mateusza spędzi w więzieniu 15 lat.

Więcej przerażających historii znajdziesz tutaj: Pokój Zbrodni.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki