Wielka tragedia

Pięć młodych osób zginęło w Boże Narodzenie. Wycieczka zakończyła się wielką tragedią: „Najgorsza jest ta cisza w domu”

2022-12-25 5:30

To było najtragiczniejsze Boże Narodzenie, jakie pamięta malutka gmina Tryńcza. Pięć młodych osób spotkało się w pierwszy dzień świąt. Trzy nastolatki i dwóch starszych chłopaków udało się na wspólną przejażdżkę starym tico. Niestety, wycieczka zakończyła się tragicznie. Auto zjechało do Wisłoka w Tryńczy, gdzie wszyscy utonęli. Ciała ofiar spoczywały w mętnej wodzie cztery dni. Gdy fioletowe auto z pięcioma młodymi osobami w środku było wyciągane na brzeg, na miejscu tragedii pojawił się tłum. Do dzisiaj wszyscy pamiętają ten smutny dzień.

Siostry Anna (†16 l.) i Dominika (†18 l.) oraz ich kuzynka Klaudia (†18 l.) mieszkanki Tryńczy w święta 2017 roku wyszły z domu, by spotkać się z dwoma kolegami z Ubieszyna. Niestety, wsiadły do samochodu z mężczyznami będącymi pod wpływem alkoholu. Bogusław (†27 l.) miał we krwi 1,84 promila alkoholu, natomiast Sławomir (†24 l.) 1,81. Prokuratura Okręgowa w Przemyślu, która prowadziła sprawę tego tragicznego zdarzenia, nigdy nie ustaliła, kto siedział za kierownicą w momencie, kiedy auto koziołkowało i wpadło do rzeki.

Woda zabrała życie pięciu młodych osób

Ciała w samochodzie były tak wymieszane, że nie sposób było odtworzyć ostatnich chwil z życia tych młodych osób. Wiadomo, że walczyli, chcieli się wypiąć z pasów i uciec z tonącego samochodu, jednak to okazało się niemożliwe. Cały dramat rozegrał się dokładnie o godzinie 21.00 w Boże Narodzenie. Właśnie o tej godzinie urwały się sygnały telefonów komórkowych ofiar. Daewoo tico, którym jechali, pogrążyło się w wezbranych nurtach Wisłoka. Wcześniej auto dachowało, mętna, rzeczna breja błyskawicznie wdarła się do środka przez wybite szyby zabierając życie tym młodziutkim ludziom.

- Utonęli - mówiła wówczas Marta Pętkowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Przemyślu, która prowadziła śledztwo w sprawie tragedii w Tryńczy - Żadne z nich nie miało poważniejszych obrażeń - uściśliła prokurator.

Tak żegnali zmarłe ofiary z Tryńczy

W pierwszych dniach 2018 roku, dzień po dniu odbywały się kolejne pogrzeby młodych osób. Te gromadziły tłumy. Mieszkańcy byli wstrząśnięci ta potworną tragedią i przychodzili, by wesprzeć rodziny ofiar. Pięć lat po tym wstrząsającym wypadku nie ma osoby w Tryńczy, która nie pamiętałaby co się wówczas wydarzyło.

- Ja to pamiętam jakby to było dzisiaj. Mój mąż jest strażakiem w OSP, był ich szukać w święta. Później był na miejscu, jak to auto wyciągali. Ja też tam byłam na moście. Widziałam rodziców tych dziewczyn, przecież to u nas się wszyscy znają. Oni byli zrozpaczeni, ale ciężko sobie cokolwiek wyobrazić w takiej sytuacji, jak dowiadujesz się, że twoje dziecko nie żyje. Ojciec sióstr po tej tragedii powiedział do innego strażaka, że najgorsza jest ta cisza w domu, która została z nimi na zawsze. Oni przecież mieli tylko te dwie dziewczyny, długo na nie czekali, takie wyproszone od Boga i tak jednego dnia stracili dwoje dzieci. Ja długo po tej tragedii wracałam do domu i pytałam męża czy nasze dzieci są w mieszkaniu czy gdzieś wyszły. Człowiek się bał. Przeżyć takie coś. U nas zawsze jest hałas, a to dzieci się kłócą, a to coś tłumaczą sobie, a to gadają, przekomarzają się. Nie wyobrażam sobie, żeby wejść do domu i słyszeć tylko ciszę - mówiła mieszkanka Tryńczy.

Metalowy krzyż przypomina o tragedii

Dzisiaj w miejscu tej ogromnej tragedii stoi duży metalowy krzyż. Ciągle tam przychodzą rodziny ofiar i znajomi młodych ludzi, by zapalić znicz i postawić kwiaty. Wokół krzyża jest ich mnóstwo. Pamięć o ofiarach jest ciągle żywa. Ania, Dominika, Klaudia, Bogusław i Sławek ciągle żyją w sercach najbliższych. Pamięć o nich jest pielęgnowana, a obok krzyża nad Wisłokiem w Tryńczy nikt nie przechodzi obojętnie.

Najtragiczniejsze Boże Narodzenie w Tryńczy, zginęło 5 młodych osób
Sonda
Czy boisz się śmierci?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki