Bo liczy się sport i dobra zabawa – z takim hasłem na autokarze jechali polscy polscy piłkarze w 2008 roku na pierwsze w historii naszej piłki finały EURO. Bohaterem naszej ekipy – ugrała skromny jeden punkcik – był wtedy Artur Boruc. W sobotni wieczór przyjęty został gromkimi oklaskami, podobnie jak m.in. Kamil Grosicki (dotrzymał danego niedawno słowa o powrocie do reprezentacji…), Tomasz Frankowski czy Jakub Błaszczykowski. Owacje towarzyszące odczytywaniu jego nazwiska dorównywały tym, którymi przywitano Ronaldinho Gaucho.
Obecność legendarnego Brazylijczyka okazała się oczywiście potężnym magnesem. Co prawda niemal do ostatniej chwili niektórzy powątpiewali, czy w ogóle pojawi się na murawie – organizatorzy nader oszczędnie dawkowali w mediach społecznościowych informacje i obrazki z jego przylotu i pobytu na Śląsku – ale ostatecznie ów wielki magik światowej piłki sprzed lat wybiegł na boisko w towarzystwie paru mistrzów świata z 2002, kilku postaci rozpoznawalnych przez kibiców, wreszcie całego grona „statystów”, których w takich imprezach nigdy nie brakuje.
Co zapamiętamy z „meczu legend” i jego występu? Dwie interwencje (Michała Pazdana i Tomasza Jodłowca), którymi „skasowali” gwiazdora. Asystę drugiego stopnia przy trafieniu Diego Souzy (dwukrotny reprezentant kraju). No i strzał z rzutu wolnego, „złapany w zęby” przez Rafała Gikiewicza.
Brazylijczycy – średnia ich wieku było sporo wyższa niż w przypadku Polaków – ładnie grali w piłkę, imponując techniką. To ona pozwoliła w 2. połowie meczu Andre Santosowi wjechać niczym w masło w polską defensywę. Wcześniej Artur Jędrzejczyk – tym razem w roli skrzydłowego (!) - obsłużył w „szesnastce” Macieja Makuszewskiego. Ten ostatni skompletował w końcówce dublet, trafiając do siatki po dograniu Igora Lewczuka. To też było trafienie z kategorii „show”: pierwotnie anulowane z powodu spalonego, uznane zostało po analizie dokonanej przez sędzinę na podstawie obrazu ze… stadionowego telebimu!
Wypełnione po brzegi trybuny Stadionu Śląskiego były doskonałym przykładem tęsknoty rodzimych kibiców za piłkarskimi sukcesami. Na ławce Biało-Czerwonych zasiadał wszak Adama Nawałka, kojarzący się z tak naprawdę jedynym od ponad czterech dekad chlubnym okresem polskiego futbolu. A że mamy w tej chwili bezkrólewie na selekcjonerskiej ławce, niejeden z fanów chętnie oddałby głos właśnie na niego!
Mecz legend
Polska – Brazylia 2:2 (0:1)
0:1 Diego Souza 28. min, 1:1 Makuszewski 65. min, 1:2 Andre Santos 80. min, 2:2 Makuszewski 87. min
Widzów 54589.
Polska: Boruc – Piszczek, Szyjkałą, Pazdan, Wawrzyniak – Błaszczykowski, Jodłowiec, Mączyński, Mierzejewski, Grosicki – Frankowski oraz Gikiewicz, Koźmiński, Cionek, Lewczuk, Olkowski, Michał Żewłakow, Glik, Jędrzejczyk, Wasilewski, Magiera, Kokoszka, Peszko, Mila, Makuszewski, Wosz, Wilczek, Żurawski, Paweł Brożek
Brazylia: Helton – Anderson Polga, Aldair, Gamarra, Andre Santos – Gabriel Gubela, Amaral, Edmilson, Roberto Assis - Diego Souza, Ronaldinho oraz Rodrigo Costa, Isaac, Diguinho, Roger Guerreiro, Gabriel Gabigol, Tassio, Hermes, Hernani, Leandro, Vagner da Silva
