Trwają ustalenia śledczych w sprawie tragedii, która wydarzyła się w Orzeszu we wtorek, 31 marca. W domu jednorodzinnym przy ul. Pocztowej znaleziono zwłoki 9-letniej dziewczynki, a także jej matkę Joannę S., która z ranami kłutymi trafiła do szpitala. Niedaleko poszkodowanych znajdowało się również ciało mężczyzny, ojca dziecka, który prawdopodobnie popełnił samobójstwo.
Czy doszło do tzw. rozszerzonego samobójstwa? To wciąż nie jest pewne. Jedna z teorii zakłada, że mężczyzna miał zabić córkę i ranić kobietę, a później odebrać sobie życie, ale - jak mówią policjanci - szczegółowe przyczyny tragedii nie są znane.
- Rozmawiałam z szefem prokuratury w Mikołowie, który przekazał mi, że przesłuchanie rannej kobiety wciąż nie jest możliwe z uwagi na zły stan jej zdrowia - mówi nam Ewa Sikora, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Mikołowie.
Śledczy nadal czekają także na wyniki sekcji zwłok dziecka oraz ojca. Mają być one znane najpóźniej do jutra, tj. 2 kwietnia. Do tej pory, jak zastrzegł prokurator, nie będzie żadnych nowych informacji.
- Zbyt wcześnie jest na to, by stawiać tezy dotyczące zdarzenia, póki nie ma kluczowych dowodów, takich jak przesłuchanie świadka i sekcje zwłok - podkreśla Ewa Sikora.
41-letnia Joanna S., którą w domu znaleźli policjanci w dniu tragedii, miała liczne rany kłute. Trafiła do szpitala, podobnie jak jej 9-letnia córka. Dziewczynki nie udało się jednak uratować, mimo podjętej reanimacji. Na miejscu doszło również do pożaru, którego źródłem była kuchenka na poddaszu domu. Możliwe, że mężczyzna chciał podpalić dom.